Za jednymi z wielu drzwi klanu Nura panowała napięta atmosfera. Na niskim stoliku leżały stosy map przedstawiających Tokyo, Kyoto oraz najbliższe okolice. Rihan oparł się dłońmi o blat, uważnie śledząc wzrokiem czarno-białe szkice.
- Ostatnio zrobiło się bardzo spokojnie. - powiedział Kurotabo, rozwijając inną mapę. - Nie wróży to niczego dobrego...
Drugi zmarszczył brwi, wzdychając po chwili.
- Wciąż nie wiemy, gdzie obecnie znajduje się siedziba klanu Hyaku Monogatari. Od czasów ery Edo wiele się pozmieniało. - powiedział z niezadowoleniem. - Tym sposobem Yanagida ma nad nami przewagę.
- A Wakana-san wciąż znajduje się w niebezpiecznym położeniu. - Kubinashi skrzyżował ręce na piersiach.
- Wakana jest bezpieczna. Nie pozwolę, żeby Yanagida zrealizował swój plan. - Rihan wyprostował się, sięgając po kolejną mapę.
Youkai spojrzeli po sobie. Dobrze wiedzieli, że Rihan nie będzie w stanie sam ochronić dziewczyny. Nie chciał jednak dopuścić do siebie tej myśli. Oby nie doprowadziło to do jakiegoś nieszczęścia.
Po dłuższej chwili milczenia wszyscy usłyszeli cichy odgłos rozsuwających się drzwi. Spojrzenia zebranych powędrowały na nastolatkę stojącą w progu.
- Och, przepraszam że przeszkadzam. - powiedziała z zakłopotaniem. - Wychodzę, Rihan-sama... mecz już niedługo się zacznie. Um... - Spojrzała w ziemię, zaciskając dłonie na spódnicy.
- O co chodzi, Wakana? - spytał mężczyzna, nie będąc do końca pewnym, czy dobrze robi puszczając ją na ten mecz.
- Więc... nie idziesz ze mną? - spytała, podnosząc na niego wzrok.
- Przykro mi. Mam naprawdę sporo pracy. Gdybym znalazł trochę czasu, to na pewno-...
- Wiem. - przerwała mu, uśmiechając się radośnie. - Nie musisz się tłumaczyć, Rihan-sama. Pójdę sama. Do zobaczenia później.
Zasunęła drzwi, nie czekając na jego odpowiedź. Opuściła posiadłość Nura bez żadnego przeczucia, że może wydarzyć się coś strasznego. Wtedy jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.
Trybuny zapełnione były po brzegi. Uczniowie z niecierpliwością czekali na rozpoczęcie meczu, żywo ze sobą dyskutując. Natsuhi z dumą stała na boisku, trzymając w ustach gwizdek i poprawiając czerwony dres, w który była ubrana. Gracze z Okayamy rozmawiali ze swoim trenerem, co jakiś czas uśmiechając się do siebie.
- A, Hoshimura! - Ubrany w niebieski, typowy dla koszykarzy strój Keisuke, podszedł do stojącej w wejściu Wakany - Cieszę się, że przyszłaś.
- Dotrzymałam obietnicy. - powiedziała z uśmiechem.
- Twój przyjaciel nie przyszedł?
- Niestety ma sporo pracy.
Głośny dźwięk gwizdka przerwał ich rozmowę.
- Zaczynamy, Matsuyama. - Jeden z graczy podszedł do niego, przy okazji biorąc do rąk pomarańczową piłkę z kosza stojącego obok.
- Jasne. - odparł. - Hoshimura, trzymaj za nas kciuki. To wielka szansa dla naszej szkoły.
Skinęła radośnie głową.
- Oczywiście. Powodzenia!
Chłopak odpowiedział jej uśmiechem, po czym skierował się w stronę swojego zespołu. Wakana oparła się o framugę dwuskrzydłowego wejścia, widząc że na trybunach nie znajdzie już ani jednego wolnego miejsca. Gracze z Okayamy, ubrani w czarne stroje, wbiegli na boisko, a zaraz za nimi ich przeciwnicy. Kolejny dźwięki gwizdka rozpoczął grę. Już od pierwszych minut meczu można było wywnioskować, że nie będzie łatwo zdobyć zwycięstwo. Obie drużyny były dobrze wyszkolone, co czyniło mecz zawziętym i ekscytującym. Wakana mocno trzymała kciuki, widząc że zespół Matsuyamy prowadzi zaledwie jednym punktem, chociaż nie minęła nawet połowa meczu.
- Matsuyama-kun... - szepnęła w duchu.
Nagle poczuła, jak coś lekko uderza ją w łydkę. Drgnęła, po czym przeniosła wzrok na piłkę do koszykówki, która leżała przy jej nodze.
- Wybacz. - usłyszała za plecami lekko rozbawiony, męski głos. - Niepotrzebnie brałem tyle piłek na raz...
Odwróciła się za siebie. Wysoki chłopak o krótkich, acz bujnych brązowych włosach uśmiechnął się do niej lekko, trzymając w dłoniach dużą ilość piłek. Po stroju w jaki był ubrany wywnioskowała, że był jednym z zawodników rezerwowych drużyny Okayama.
- Pomogę ci. - powiedziała nastolatka, podnosząc piłkę z ziemi. - Gdzie je zanosisz?
- Do starego magazynu za szkołą. Za bardzo nie wiem jak tam trafić, przyjechałem tu tylko na mecz. - odparł. - Mogłabyś mnie pokierować?
- Oczywiście.
Ruszyła przed siebie, a chwilę później chłopak ruszył za nią. Ironiczny uśmiech zagościł na jego twarzy.
Drzwi starego magazynu skrzypnęły nieprzyjemnie. Nadrdzewiałe, metalowe półki obładowane były po brzegi starymi piłkami i innymi sprzętami sportowymi. Mrok panujący w pomieszczeniu nie utrudniał jednak widoczności, pojedyncze wiązki światła wpadały do niego przez niewielkie okienko pod sufitem.
Wakana podeszła do jednej z półek, odkładając piłki wcześniej wzięte od chłopaka. Westchnęła cicho, odgarniając kosmyk włosów z czoła.
- Teraz możemy wrócić na mecz... Eh? - spojrzała zaskoczona na bruneta, który zamknął drzwi. - Co robisz?
- A jednak ci się udało, Kazuki. - Zza jednej z półek wyszło dwóch nastolatków - Przyprowadziłeś ją szybciej niż myślałem.
- Zrobiłem tak jak kazałeś, Hideki. - odparł w uśmiechem.
- Przecież dobrze wiesz, że nie ja to wymyśliłem. - powiedział, odgarniając z twarzy kosmyk blond włosów - Muszę jednak przyznać, że nie mam nic przeciwko. Chociaż na początku sądziłem, że przyprowadzisz mi jakąś szarą myszkę w dużych okularach na nosie. A tymczasem... - Podszedł do dziewczyny i chwycił ją za podbródek. - Jesteś śliczna.
Odsunęła się z przerażeniem o krok, lecz zderzyła się plecami z ciałem Kazuki'ego. Ten mocno chwycił ją za ramiona, uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę.
- Nie bój się. - powiedział blondyn. - Sprawię, że będziesz w siódmym niebie.
- O czym wy mówicie? - szepnęła z przerażeniem Wakana. - Wypuśćcie mnie stąd.
Zaśmiali się głośno, przyprawiając ją o jeszcze większy strach.
- Oczywiście. Później.
- Eh?
Chwycił ją za nadgarstek, po czym przyciągnął do siebie. Brutalnie popchnął ją na jeden z materacy leżących na podłodze. Podparł się dłońmi po obu stronach jej ciała, po czym przybliżył swoją twarz do jej szyi.
- Ładnie pachniesz. - szepnął, na co ona drgnęła gwałtownie.
- Przestań! - krzyknęła, próbując odepchnąć go od siebie.
Spoliczkował ją, przez co w jej oczach pojawiły się łzy.
- Hej, bądź grzeczną dziewczynką. - powiedział, uśmiechając się szeroko. - W przeciwnym razie będzie bolało.
- Nie... - szepnęła zrozpaczona. - Przestań...
Chłopak wsunął dłoń pod jej bluzkę, na co zaczęła się wyrywać. Ponownie uderzył ją w twarz, lecz tym razem mocniej niż poprzednio.
- Przestań się wyrywać, dziwko. - warknął. - Skoro tak bardzo prosisz, sprawię że będziesz czuła ten ból do końca swojego marnego życia.
Łzy popłynęły po jej policzkach. Jej drobne ciało nie miało najmniejszych szans wyrwać się z rąk nastolatka.
- Nie chce... - szepnęła ochryple, lecz on już jej nie słuchał.
- Pilnujcie wejścia, chłopaki. - powiedział do kolegów, którzy tylko skinęli głowami. - Nie potrzebuję nieproszonych gości. Kiedy skończę, będziecie mogli się nią zająć.
Spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Hideki z szerokim uśmiechem zaczął całować szyję dziewczyny. Jego dłoń pogładziła jej udo, po czym powędrowała pod spódnicę.
- Nie! - krzyknęła przez łzy, odruchowo próbując się wyrwać.
- Stul pysk! - Po raz kolejny uderzył ją w twarz.
Z jej policzków zaczęła sączyć się krew. Płakała. Ból psychiczny był nie do zniesienia. Już za parę chwil miała poczuć, czym tak naprawdę jest ból fizyczny. Przerażającym uczuciem przepełnionym brutalnością i bólem, który zapamięta do końca życia. Nie chciała tego. Dlaczego to wszystko potoczyło się w takim kierunku?
Blondyn zwinnym ruchem zerwał z niej bluzkę, schodząc ustami niżej. Po chwili jednak wyprostował się i chwycił naszyjnik zawieszony na jej szyi.
- Ładne. - powiedział z uśmiechem. - Dostałaś od ukochanego? Jestem ciekawy czy po dzisiejszym wydarzeniu dalej będzie chciał taką "zepsutą zabawkę".
Jego koledzy zaśmiali się głośno. Nastolatek jednym ruchem zerwał naszyjnik z jej szyi, po czym rzucił go w bok. Wakana wyciągnęła dłoń w jego stronę, lecz zdała sobie sprawę, że nie potrafi go dosięgnąć. Kolejne gorzkie łzy spłynęły po jej policzkach. Jej dłoń bezwładnie opadła na materac.
- Rihan-sama... - szepnęła w duchu, czując jak jej ciało zaczyna drżeć. - Przepraszam.
Nachalne pocałunki chłopaka powędrowały niżej, lecz ona nie miała już najmniejszych sił się sprzeciwiać. Było jej już wszystko jedno. Przez ułamek sekundy zapragnęła nawet umrzeć. Samo wyobrażenie, że jej ciało i dusza staną się "brudne", przyprawiało ją o dreszcze i rozpacz. Już nigdy dotyk mężczyzny nie będzie dla niej niczym przyjemnym, prócz odczuwalną brutalnością. Łzy intensywniej spłynęły po jej policzkach. Tak, jego dotyk nie był delikatny. Cała brutalność i obojętność jaką okazywał w stosunku do niej była strasznie odczuwalna. Zacisnęła mocno powieki. Nawet każdy dotyk Rihan'a będzie jej przypominał o tym wydarzeniu. Jego przyjemny dotyk...
- No, wreszcie jesteś spokojna. - szepnął jej do ucha blondyn, po chwili muskając je wargami. - A jednak potrafisz być grzeczna.
Ponownie wsunął dłoń pod jej spódnicę, a ona przegryzła wargi do krwi. Nie chciała już czuć tego bólu. Chciała umrzeć, mieć wreszcie święty spokój od tego całego cierpienia i rozpaczy. Jej pusty wzrok wpatrywał się w sufit. Dlaczego zawsze ona? Nigdy nie zadawała sobie tego pytania, potrafiła podnieść się po każdym upadku i śmiało pójść dalej. Teraz tak nie będzie. Nie ma już siły. Jej droga kończy się w tym miejscu. Przymknęła powieki. Tak, to już koniec.
Rihan szedł przez jedną z alejek prowadzących do liceum Higashi. Czuł dziwne uczucie w sercu, które uciskało całą jego duszę i nie pozwalało ciału poprawnie funkcjonować. Wakana długo nie wracała. A jeśli przytrafiło jej się coś złego...? Przyśpieszył kroku, bijąc się z własnymi myślami. Po kilku sekundach zerwał się do biegu. W duchu dziękował sobie, że przebrał się z tych niewygodnych i niepraktycznych ludzkich ubrań.
- Wakana... - szepnął do siebie.
Z każdym postawionym krokiem uciążliwe uczucie w sercu wzrastało. Co to mogło oznaczać?
Zatrzymał się gwałtownie przy blaszanym budynku przypominający magazyn. Wyraźnie słyszał kpiące śmiechy i krótkie teksty rzucane co chwilę.
- Nie śpieszysz się, Hideki. - Do jego uszu dobiegł znudzony głos młodego mężczyzny.
- Niech ta suka pamięta ten dzień jak najdłużej. Gdyby była grzeczna, byłoby już po wszystkim.
Spojrzał na drzwi prowadzące do wnętrza pomieszczenia. Coś w duchu mówiło mu, żeby otworzył je jak najszybciej. Chwycił okrągłą klamkę, po czym mocno przyciągnął ją do siebie. Jego spojrzenie spoczęło na stojącym w drzwiach brunecie.
- O cholera... - przeklął Kazuki, szybko przenosząc wzrok na blondyna. - Hideki, mamy towarzystwo.
- Hm? - Nastolatek wstał, zostawiając zalaną łzami dziewczynę. - Sądziłem, że nikt tu nie zagląda.
Źrenice Rihan'a rozszerzyły się gwałtownie. Jego ciało zdrętwiało przez ogarniające je niedowierzanie i przerażenie. Na granatowym materacu leżała zalana łzami Wakana. Jej półnagie ciało spowite było licznymi siniakami i zadrapaniami, z których wypływały pojedyncze kropelki krwi. Strzępy jej bluzki i spódnicy leżały dookoła niej, a puste i zaczerwienione od płaczu oczy wpatrywały się w sufit.
Poczuł jak niewyobrażalna furia ogarnia i sprowadza jego ciało do poprawnego funkcjonowania. Drżące dłonie mocno zacisnęły się w pięści, a źrenice zabłyszczały złowieszczym blaskiem.
- Hej, kolego, jesteśmy zajęci. - powiedział Kazuki z szerokim uśmiechem. - Czy mógłbyś-...
Czarnowłosy niespodziewanie chwycił go za nadgarstki, po czym wykręcił je o trzysta sześćdziesiąt stopni. Odgłos łamanych kości był dobrze słyszany przez nastolatków. Przeraźliwy krzyk bólu rozniósł się po pomieszczeniu.
- Wy marni ludzie! - krzyknął z wściekłością Rihan. - Zabije was wszystkich!
- Cholera, złamał mi ręce! - Kazuki odsunął się na tyły magazynu, po chwili opadając na podłogę.
Przez jego ciało przepływały dreszcze spowodowane bólem, a krew z otwartych złamań coraz energiczniej wypływała na zewnątrz z powodu gwałtownych ruchów. Przegryzł wargi, próbując dusić w sobie ból.
- Coś... Coś ty mu zrobił...?! - krzyknął Hideki, lecz nim zdążył zareagować, mężczyzna chwycił go za ubranie i podnosząc go do góry, brutalnie przyparł do ściany.
- Ty skurwielu! - wrzasnął, czując przepełniającą go niewyobrażalną furię. - Co jej zrobiłeś?! Co zrobiłeś Wakanie?!
Chłopak uśmiechnął się szeroko, po czym zaśmiał się pod nosem.
- Znasz tą dziwkę?
- Nie waż się tak o niej mówić, gnoju!
- Gdyby była posłuszna, byłbym delikatniejszy. Przez ciebie jednak nie zdążyłem jej przelecieć.
Puścił jego ubranie, wciąż drżąc ze złości. Nastolatek boleśnie wylądował na ziemi. Rihan całkowicie stracił panowanie nad sobą. Nie potrafił trzeźwo myśleć, wściekłość sama kierowała jego ciałem. Nie wiedział kiedy chwycił katanę. Nenekirimaru nie mógł wyrządzić człowiekowi krzywdy, więc zrobił użytek z drugiego miecza.
- H-Hej, co ty robisz? - spytał z przerażeniem blondyn. - N-Nie żartuj...!
Ostrze katany wbiło się w jego ciało. Krew trysnęła na ścianę i kimono czarnowłosego. Nie wiedział ile razy przeszył mieczem już bezwładne ciało nastolatka. Nie wiedział nawet, kiedy uczynił to samo z pozostałą dwójką. Krew spływała po jego kimonie. Szkarłatne kałuże zaczęły łączyć się w jedną i rozprzestrzeniać po całym pomieszczeniu. Obraz masakry był nie do opisania, sam umysł nie potrafił nad nim zapanować.
Rihan odgarnął włosy z czoła, brudząc twarz krwią. Schował zakrwawioną katanę do pochwy, po czym podszedł do bezwładnie leżącej Wakany. Upadł na kolana, po czym wziął ją w ramiona. Cała furia odpłynęła z niego, lecz ciężki oddech wciąż uciskał mu płuca. Jej ciało natomiast nawet nie drgnęło. Jej oddech był płytki, prawie nie do usłyszenia.
- Wakana... - szepnął drżącym głosem. - Proszę, spójrz na mnie.
Nie wykonała jego prośby. wciąż wpatrywała się w sufit.
- Co oni ci zrobili... - Zacisnął wargi, próbując opanować emocje.
Jeszcze na chwilę położył ją na macie, po czym ściągnął ze swoich ramion oliwkowe kimono. Okrył nim jej posiniaczone ciało, po czym ostrożnie wziął ją na ręce. Jej głowa opadła bezwładnie na jego ramię. Była jak bez życia, co sprawiło że jego ciało zaczęło ponownie drżeć. Z rozpaczy.
- Wakana, wybacz mi. - szepnął, a po jego policzkach popłynęły łzy.
Drzwi domu Nura rozsunęły się powoli. Korytarze ociekały pustkami, tylko z jednego z pomieszczeń dobiegały żywe dyskusje i śmiechy. Rihan oparł się o ścianę, pozostawiając na niej rozmazaną plamę krwi. Czuł, że nogi zaraz odmówią mu posłuszeństwa. Powoli zaczęło dochodzić do niego co tak naprawdę się wydarzyło. Podniósł miecz na człowieka... Po raz pierwszy w życiu. Przez chwilę nie miał pojęcia co nim kierowało. Rozpacz? Ból? Co da mu takie wytłumaczenie? Już do końca życia będzie pamiętał te pełne przerażenia oczy, które przeszywały go na wylot. Jednak... Zacisnął mocno wargi. To była ich pokuta za to co zrobili.
Przytulił do siebie ciało nastolatki. Nie reagowała. Sprawiała wrażenie pustej skorupy, jej bezwładne ciało było jak ciało lalki. Mężczyzna jednym ruchem rozsunął drzwi głównego pokoju, stając w progu. Dyskusje momentalnie ucichły. Przerażone spojrzenia Youkai skupiły się na Rihan'ie, który wpatrywał się w ziemię. Nurarihyon uchylił z przerażeniem wargi, a fajka znajdująca się w jego ustach z charakterystycznym odgłosem zderzyła się z ziemią.
- Ri... Rihan-sama! - Wydobył z siebie Kubinashi. - Co... Co się stało?!
Czarnowłosy osunął się na kolana i spojrzał na podwładnych.
- Oni... - szepnął, z ledwością powstrzymując łzy cisnące się do jego oczu. - Oni ją skrzywdzili.
- Kto... Kto skrzywdził Wakanę-chan?! - spytała z przerażeniem Kejoro, zakrywając po chwili usta dłońmi.
Nie odpowiedział. Spuścił głowę, wtulając się w ciało dziewczyny.
- Rihan - Nurarihyon próbował utrzymać opanowany wyraz twarzy. - Czyja to krew?
- Zasłużyli na to. - odparł z nienawiścią. - Za to co zrobili...
- C-Czekaj, Drugi! - Kurotabo zerwał się z miejsca, nie kryjąc niedowierzania. - To... ludzka krew?!
Wszyscy wstrzymali oddechy. Rihan nigdy nie wyrządził krzywdy żadnemu człowiekowi. Czy to możliwe, żeby...?
- Tak - odparł krótko i beznamiętnie.
Okrzyk niedowierzania i przerażania przedarł się przez tłum Youkai. Rihan wstał, po czym bez słowa skierował się w stronę swojego pokoju. Kejoro otworzyła usta z zamiarem zatrzymania go, lecz Kubinashi mocno chwycił ją za ramię. Spojrzała na niego zaskoczona, a on tylko pokręcił przecząco głową. Widziała, jak dłoń którą uciskał jej ramię drżała lekko. Spuściła wzrok, zaciskając dłoń na piersi.
Czarnowłosy rozsunął drzwi swojego pokoju, chcąc jak najszybciej uciec od uciążliwych pytań podwładnych. Położył Wakanę na macie, siadając obok niej. Westchnął cicho, zakrywając twarz drżącą dłonią. Nigdy sobie tego nie wybaczy. Gdyby zostawił wtedy to cholerne zebranie i poszedł razem z nią... Nie musiałbym teraz widzieć jej cierpienia. Cichy odgłos rozsuwających się drzwi sprawił, że drgnął. Stojąca w progu Tsurara z wyraźnym bólem podeszła do niego i uklękła.
- Rihan-sama... - szepnęła, widząc jak zaciska dłonie w pięści. - Zajmę się Wakaną-san. Pójdę po czyste ubrania i opatrunki...
Mężczyzna bez słowa uniósł dłoń nad ciałem nastolatki. Żółte światło sprawiło, że wszystkie siniaki i zadrapania zniknęły z jej ciała.
- Och... W takim razie pójdę tylko po ubranie. - powiedziała cicho Yuki Onna, szybko wychodząc z pokoju.
Wróciła szybciej niż się spodziewał, trzymając w dłoniach białą yukatę do spania.
- Przepraszam, Rihan-sama... Przebiorę ją. Myślę... że ciepła kąpiel dobrze ci zrobi.
Spojrzał na nią spod długiej grzywki. Miała rację, odór krwi powoli dawał o sobie znać. Wziął pierwszą z brzegu leżącą na szafce yukatę, po czym bez pośpiechu opuścił pomieszczenie. Oparł się o ścianę, osuwając w dół. Nie ukrywał łez, chociaż nigdy w życiu nie płakał. Ani przy śmierci matki, ani przy odejściu Yamabuki. Więc dlaczego teraz...? Czyżby uciskało go aż tak wielkie poczucie winy, że nie był już w stanie zapanować nad uczuciami?
- Rihan.
Podniósł wzrok. Łzy rozmazywały mu sylwetkę stojącą przed nim, lecz po głosie poznał, że to jego ojciec.
- Przyszedłeś prawić mi kazania? - spytał beznamiętnie, ponownie spuszczając głowę.
- Nie mam zamiaru. - mruknął z niezadowoleniem. - Po prostu nie mogę uwierzyć, że doprowadziłeś do czegoś takiego. Naprawdę myślałeś, że ochronisz ją w pojedynkę?
- Ja... - przerwał na chwilę, powstrzymując łzy. - Chciałem, żeby była szczęśliwa. Chociaż na chwilę zapomniała o tym wszystkim.
- I coś nie wyszło, co? - spytał z nutą kpiny. - Na zamierzeniach się skończyło.
Czarnowłosy zacisnął dłonie w pięści, czując wzbierającą się w nim złość. Nie chciał jednak ponownie stracić nad sobą kontroli, postanowił więc zakończyć ten temat.
- Zostaw mnie w spokoju. - odparł w miarę spokojnie.
Wstał, udając się w stronę łazienki. Zamknął się w przestronnym pomieszczeniu, opierając na chwilę czoło o drzwi. Westchnął ciężko. Dlaczego wszystko zaczęło go tak bardzo drażnić? Pokręcił przecząco głową. Może kąpiel faktycznie dobrze mu zrobi. Ściągnął z siebie zakrwawione kimono, przypominając sobie nagle, że drugie pozostawił w swoim pokoju. Teraz jednak nie miało to najmniejszego znaczenia. Wrzucił je do kosza na pranie. Spojrzał na swoje dłonie. Krew zdążyła już zaschnąć, emitując nieprzyjemny zapach zepsucia. Zamknął na chwilę powieki. Miał wrażenie, jakby znajdował się w jakimś horrorze.
- Dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy...? - szepnął do siebie.
Wracając do pokoju, zauważył Tsurarę, która tylko skinęła do niego głową. Wymusił blady uśmiech, dziękując jej w ten sposób za dotrzymanie Wakanie towarzystwa. Zniknął w zaciszu swojego pokoju, starannie zasuwając drzwi. Spojrzał na śpiącą Wakanę. Słyszał jej wciąż płytki oddech. Nie mógł znieść tego widoku. Widoku żywego cierpienia... Usiadł obok niej, ujmując jej bladą dłoń. Przyłożył ją do swojego policzka, chwilę później muskając ją wargami.
- Dlaczego dopiero teraz... - szepnął z bólem, zaciskając na chwilę wargi. - Dlaczego dopiero teraz zrozumiałem, że tak bardzo cię kocham...?
Ponownie ucałował jej dłoń.
- Proszę, wróć do mnie.
Nachylił się nad nią, po czym przyłożył swoje czoło do jej czoła. Zamknął powieki. Nie chciał nawet dopuszczać do siebie myśli, że Wakana może już nigdy nie wrócić. Nie pozbierać się po tym wszystkim. Jeśli taka sytuacja zaistniałaby naprawdę, dla niego byłby to koniec. Koniec wszystkiego.
Powoli otworzył oczy, po czym zerknął w stronę okna. Światło księżyca przedzierało się do pomieszczenia. W innych sytuacjach byłby to kojący widok, lecz teraz kompletnie nie miała to znaczenia. Spojrzał na matę, na której powinna spać Wakana. Była pusta, co spowodowało, że gwałtownie zerwał się z miejsca. Nie było jej w pomieszczeniu. Szybko rozsunął drzwi. Korytarz ociekał głuchą pustką, wszyscy domownicy już dawno spali. Był w końcu środek nocy. Nagle, coś białego przyciągnęło jego uwagę. Yukata? Widział, jak powolnym krokiem idzie przed siebie, znikając po chwili w jednym z pomieszczeń.
- Kuchnia...? - szepnął zaskoczony, pośpiesznie udając się do pomieszczenia.
Od razu w oczy rzuciła mu się Wakana, która stała do niego tyłem. Uśmiech zagościł na jego twarzy.
- W-Wakana!
Nastolatka nie zareagowała. Uśmiech zniknął z twarzy mężczyzny szybciej niż się pojawił. Dziewczyna uniosła w górę długi nóż kuchenny, chcąc przeszyć nim swoją klatkę piersiową.
- H-Hej...! - Rihan z przerażeniem chwycił ją za nadgarstek w ostatniej chwili. - Głupia, co ty wyprawiasz?!
Wytrącił nóż z jej ręki, po chwili mocno chwytając ją za ramiona. Szarpała się, lecz jego silne ramiona nie zamierzały jej puścić.
- Nie! - krzyknęła. - Nie chce...! Zostaw, proszę! To boli!
Patrzył na nią z przerażeniem. Puścił ją, a ona niespodziewanie upadła na podłogę. Z przerażeniem odsunęła się do niego, opierając się po chwili o kuchenne szafki. Jej szeroko otwarte oczy wypełniły się łzami. Ciało gwałtownie drżało.
- Wakana... - szepnął, chcąc do niej podejść.
- Zostaw! - krzyczała. - To boli! J-Ja...! Ja nie chce...! Niech to wszystko się skończy! Chce umrzeć...! Umrzeć...!
Jego przerażenie rosło z każdym wypowiedzianym przez nią słowem. Jej zdrowie psychiczne było w gorszym stanie niż się spodziewał. Ona myśli... że chce ją skrzywdzić... Tak jak Oni. Krzyczy tak samo jak wtedy, gdy była bezradna i zbyt słaba, by temu zapobiec. Zacisnął dłonie w pięści i mimo jej protestów podszedł do niej i mocno przytulił ją do siebie. Drgnął gwałtownie. Jej ciało było rozpalone. Dlatego drżała. Nie z przerażenia. Trawiła ją potworna gorączka.
- Już nic ci nie grozi, Wakana. - szepnął, gładząc jej włosy. - Jesteś bezpieczna.
Dziewczyna przestała się wyrywać dopiero po chwili. Osunęła się w ramiona Rihan'a, przymykając powieki. W drzwiach pomieszczenia pojawiła się spora gromadka Youkai zbudzonych krzykami Wakany.
- Rihan-sama, co się stało? - spytała zmartwiona Kejoro. - Dlaczego Wakana-chan...?
- Ma potworną gorączkę. - powiedział, biorąc nastolatkę na ręce. - Proszę was, nie męczcie jej. Już wystarczająco przeżyła.
Milczeli. Zrobili mu przejście, stopniowo wracając do swoich pokoi. Rihan ponownie zatopił się w mroku swojego pokoju, kładąc Wakanę na macie. Po jej czole spływały pojedyncze kropelki potu, a oddech z każdą chwilą stawał się coraz cięższy. Czarnowłosy ucałował jej rozpaloną dłoń, zamykając na chwilę powieki. Czuł wewnętrzną bezsilność. Każdą chorobę i obrażenia fizyczne potrafił wyleczyć dzięki mocy odziedziczonej po matce. Teraz jednak tak bardzo pragnął wyleczyć jej zranioną duszę... Sprawić, by ten ból zniknął z jej twarzy. Położył dłoń na jej czole. Żółte światło sprawiło, że gorączka opuściła jej ciało. Oddech uregulował się, a powieki uniosły się lekko w górę.
- Wakana... - szepnął, odsuwając od niej dłoń.
Nie chciał, by pod wpływem jego dotyku ponownie zareagowała tak gwałtownie. Dziewczyna spojrzała na niego pustym wzrokiem, po chwili odwracając się na drugi bok. Rihan przegryzł wargi. Co powinien zrobić? Tak bardzo pragnął zobaczyć jej uśmiech, usłyszeć jej głos... Schował twarz w dłoniach. Dlaczego to wszystko nie okaże się po prostu złym snem?
13 listopada
Posępny nastrój roznosił się wśród Youkai, które w milczeniu siedziały w głównym pokoju. Cisza po raz pierwszy dała o sobie znać. Zazwyczaj panowała tu radosna atmosfera, zwłaszcza gdy w pobliżu znajdowała się Wakana. Zawsze było jej pełno, a teraz... Teraz też tak było, lecz nie tak samo jak zawsze. Przemieszczała się po całym domostwie jak zjawa, nie odzywając się do nikogo ani słowem. Cierpiała psychicznie - to zdanie wciąż przemieszczało się wśród demonów, które zerkały na nią ukradkiem.
Rihan siedział przy jednym z pustych stolików, lustrując jego blat. Nawet nie zauważył, kiedy usiadł przy nim Nurarihyon. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Czemu po prostu wszyscy nie dadzą mu spokoju?
- Co ty wyprawiasz, Rihan? Mamy kolejne ataki w okolicy, a ty-...
- Nie obchodzi mnie to. - przerwał obojętnym tonem, nie pozwalając mu dokończyć. - Już mi wszystko jedno.
- Minął tydzień. Rozumiem, jak się czujesz, ale tak dłużej nie może być. Ostrzegałem cię.
Czarnowłosy zacisnął dłonie w pięści, spuszczając głowę.
- Miałeś rację. - szepnął z goryczą. - Jak zwykle miałeś rację...
- Musiałeś przekonać się na jej cierpieniu, jak naprawdę wygląda świat ludzi. Potrafi być bardziej brutalniejszy niż nasz. Poza tym... splamiłeś swoje ręce ludzką krwią. Nie tak cię wychowałem Rihan, nie tak cię wychowałem... - Westchnął ciężko, kręcąc głową.
Rihan milczał. "Nie tak cię wychowałem". Ile razy jeszcze w ciągu swojego życia to usłyszy? Czy potrafił tylko go pouczać i non stop powtarzać tą samą formułę? Jak on właściwie go wychował? To zawsze matka była przy nim, a jego opieka polegała tylko na ciągłym zabieraniu go na patrole i szczegółowym ukazywaniu świata Youkai. O to mu chodzi? To nazywa wychowaniem? Milczał jednak. Mimo goszczącej w nim złości nie chciał już przedłużać tej rozmowy. Westchnął w duchu. Ostatnio naprawdę przesadza...
Dźwięk tłuczonego szkła wyrwał go z rozmyśleń. Odruchowo spojrzał w stronę Wakany, która zaczęła zbierać z podłogi odłamki stłuczonego wazonu. Kejoro podeszła do niej.
- Zostaw, Wakana-chan. - Położyła jej dłoń na ramieniu. - Ja-...
- Nie dotykaj mnie! - Gwałtownie odrzuciła jej rękę.
- P-Przepraszam. - odparła szybko, cofając się o kilka kroków.
Nastolatka pośpiesznie pozbierała szkło, skrzywiając się po chwili z bólu. Gęsty strumyk krwi spłynął po jej dłoni i palcach. Rihan zareagował natychmiast, na ułamek sekundy zapominając o jej gwałtownych odruchach.
- Wakana... - Przez chwilę miał głęboką nadzieję, że chociaż jego nie odrzuci.
Była to jednak krótkotrwała nadzieja. Dziewczyna widząc, że do niej podchodzi, wstała szybko, po chwili znikając za drzwiami pomieszczenia.
- Rihan-sama... - Kejoro spojrzała na niego z bólem. - Czy ona już nigdy...
- Przestań! - krzyknął, doskonale wiedząc co chce powiedzieć. - Wakana do nas wróci...! Wróci do nas...!
Nagle usłyszał odgłos rozsuwających się drzwi.
- Rihan! Wybacz, że przychodzę tak bez zapowiedzi, ale-...
Do pomieszczenia weszła Natsuhi. Mężczyzna zastygł w miejscu czując się tak, jakby właśnie dostał w twarz. Natolatka uchyliła z niedowierzaniem usta, a jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
- N-Natsuhi... - szepnął Drugi, czując jakby coś uciskało mu gardło.
- Youkai...? - Wydobyła z siebie dopiero po chwili, łapiąc się drzwi.
Więc Kyoya miał rację? One naprawdę istnieją...? Przez chwilę czuła się tak, jakby miała zasłabnąć. Otrząsnęła się jednak, zaciskając dłonie w pięści.
- Gdzie... Gdzie Wakana-chan?!
- Natsuhi, posłuchaj... - Mężczyzna podszedł do niej, wyciągając dłoń.
- Nie dotykaj mnie! - Odrzuciła ją, cofając się o krok. - Jesteś Youkai?!
Milczał, co potraktowała jako odpowiedź potwierdzającą. Nie mogła w to uwierzyć. W takim razie... Wakana-chan...
"Najlepiej będzie, jeśli zostaniemy tylko przyjaciółmi."
Drgnęła. Dlatego mu nie powiedziała. Niemożliwe... Jej najlepsza przyjaciółka... Zakochała się w Youkai?
- Gdzie ona jest?! - krzyknęła. - Jeśli chociaż jeden włos spadł z jej głowy to-...!
- Uspokój się, Natsuhi! - Rihan chwycił ją za ramiona i potrząsnął lekko. - Nigdy nie skrzywdziłbym Wakany!
- Nie wierzę ci! Youkai są złe! Puść mnie, potworze!
Uczynił jej prośbę, cofając się o krok. Wyraźnie zdenerwowany zachowaniem dziewczyny Kubinashi podniósł się z miejsca.
- Jak śmiesz odzywać się tak do naszego dowódcy, kobieto?!
Drugi uciszył go gestem dłoni.
- Spokojnie, Kubinashi. - powiedział. - To ja z nią rozmawiam.
Wyprowadził nastolatkę z pokoju, powolnym krokiem ruszając wzdłuż jednego z korytarzy. Udała się za nim, tuszując lekki strach. Musiała przyznać - bała się. Kto wie, co może wyrządzić jej Youkai.
- Dlaczego Wakana-chan nie przychodzi do szkoły? - spytała, co spowodowało że zatrzymał się.
Lekko zaskoczona uczyniła to samo, wciąż patrząc na niego ze złością.
- Wtedy... w dzień meczu... wydarzyło się coś strasznego. W starym magazynie. - powiedział, spuszczając wzrok.
Drgnęła, a przerażenie wymalowało się na jej twarzy. Po meczu, w starym magazynie znaleziono ciała trzech uczniów z Okayamy, które były tak zmasakrowane, że na pierwszy rzut oka nie można było ustalić ich tożsamości. Po całej szkole i okolicy rozeszły się plotki, że morderca ponownie zaatakował.
- Widziałaś ich? - spytał Rihan, zaciskając drżące dłonie w pięści. - Oto kara, którą zapłacili.
- C-Czekaj... - Cofnęła się z przerażeniem o krok. - Tylko mi nie mów, że to ty...!
Spojrzał na nią. W jego oczach dostrzegała złość i nienawiść, ale również zmieszaną z nimi ból i rozpacz. Zakryła sobie usta dłonią, kręcąc przecząco głową. To on ich zabił...? Od samego początku wiedziała, że nie można mu ufać. Strach coraz bardziej ogarniał jej ciało. A jeśli coś jej zrobi...? A jeśli wyrządził krzywdę Wakanie-chan?!
- Oni... skrzywdzili Wakanę. Tak potwornie ją skrzywdzili. - Jego głos załamał się, a wargi zaczęły lekko drżeć.
Natsuhi opuściła ręce wzdłuż tułowia, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. To zbiło ją lekko z tropu. Co tak naprawdę kryje się za tym wszystkim?
- Jak... Jak to? Co jej zrobili?! - krzyknęła.
Milczał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w ziemię.
- Prawie ją zgwałcili.
Zamarła. Pokręciła przecząco głową, czując jak jej ciało drży. Łzy napłynęły do jej oczu, lecz nie spłynęły po policzkach. Rihan uratował Wakanę. Uratował ją. Gdyby nie on...
- Ja... - Wyciągnęła z kieszeni połyskujący, złoty przedmiot - Znalazłam to... w magazynie.
Drżąca dłoń powędrowała w jego stronę. Złoty naszyjnik, który podarował Wakanie podczas festynu, wypadł nastolatce z ręki. Osunęła się na kolana, nie potrafiąc już dłużej zapanować nad swoimi uczuciami. Wszystko układało się w logiczną całość... Rihan... Zrobił to... W obronie Wakany-chan.
- Natsuhi. - szepnął mężczyzna z bólem.
- Rihan... przepraszam... - powiedziała przez łzy, patrząc w ziemię. - Uratowałeś Wakanę-chan... a ja tak na ciebie naskoczyłam. Po prostu... nigdy nie pomyślałabym, że jesteś Youkai. Przepraszam... i dziękuje.
Patrzył na nią w milczeniu, nie kryjąc zaskoczenia.
- Boisz się mnie? - spytał.
Pokręciła przecząco głową, uśmiechając się blado.
- Jesteś dobry. Tak jak mówiła Wakana-chan.
- Naprawdę tak mówiła...? - szepnął z goryczą.
- Proszę cię, Rihan. - Wstała z podłogi, podchodząc do niego. - Nie opuszczaj jej. Nigdy.
Blady uśmiech zagościł na jego twarzy.
- Obiecuję ci to, Natsuhi. Nigdy nie zostawię jej samej.
Otarła łzy, po czym skinęła głową.
- Jeśli nie dotrzymasz obietnicy, będziesz miał ze mną do czynienia.
- Zapamiętam.
Dziewczyna podniosła z ziemi naszyjnik, po czym z uśmiechem na ustach podarowała go mężczyźnie.
- Należy do Wakany-chan. Jak... Jak ona się czuje?
Wziął go od niej, milcząc przez chwilę.
- Chcesz ją zobaczyć? - spytał niepewnie.
- O-Oczywiście! - odparła natychmiast.
Gestem dłoni kazał jej ruszyć za nim.
- Tylko proszę, nie dotykaj jej. Przez całe to wydarzenie jest bardzo wrażliwa. Z nikim nie rozmawia...
Natsuhi przegryzła wargi. Naprawdę było z nią aż tak bardzo źle? Nic już jednak nie powiedziała. Czarnowłosy zatrzymał się po chwili przed jednymi z wielu drzwi, wpatrując się w nie. Nastolatka spojrzała na niego niepewnie, po czym powoli rozsunęła je. Wakana składała starannie różnorodne kimona, siedząc na klęczkach. Nie zwróciła najmniejszej uwagi na stojącą w drzwiach przyjaciółkę, a tym bardziej Rihan'a.
- Wakana-chan... - szepnęła z bólem Mutou, chcąc do niej podejść.
Mężczyzna jednak mocno chwycił ją za łokieć. Pokręcił przecząco głową, gdy dziewczyna spojrzała na niego. Jej oczy ponownie wypełniły się łzami. Schowała twarz w drżących dłoniach, a cichy szloch dobiegł do uszu Rihan'a. Nie mogła uwierzyć, że jej najlepsza przyjaciółka tak bardzo cierpi...
- Wakana. - Drugi zwrócił się do dziewczyny, która spojrzała na niego.
Widząc jednak, że nic od niej nie chce, wróciła do przerwanej pracy.
- Nie płacz, Natsuhi. - Położył nastolatce dłoń na ramieniu - Wakana do nas wróci. Obiecuję.
Spojrzała na niego, po chwili uśmiechając się blado.
- Więc za to Wakana-chan...
- Eh?
- Nie, nic takiego. Będę mogła ją odwiedzać?
Skinął tylko głową.
- Dziękuje. No cóż, na mnie już czas. - Udała się w stronę wyjścia, widząc że nie powinna dłużej zawadzać. - Rihan.
- Hm?
- Wygraliśmy z Okayamą. - powiedziała z uśmiechem. - Keisuke zdobył punkty w ostatnich sekundach meczu. W styczniu gramy z Kyoto. Powiedz Wakanie-chan, kiedy już do nas wróci.
Kącik jego ust drgnął lekko w górę. Natsuhi zniknęła za zakrętem, lecz zanim opuściła dom Nura, usłyszał jeszcze jej krótkie dialogi z jego podwładnymi.
- Precz z łapami, Youkai!
Rozbawienie na krótką chwilę zagościło na jego twarzy. Szybko jednak powrócił do szarej rzeczywistości. Spojrzał na Wakanę, która wciąż wykonywała swoją pracę. Biały bandaż owinięty wokół jej prawej dłoni zabarwił się na czerwono, pod wpływem wciąż energicznego pulsowania krwi. Nie mógł już tego znieść. Jej cierpienie już za bardzo go przerastało. Zaciskając kurczowo dłonie w pięści podszedł do niej i upadając przed nią na kolana, mocno przytulił ją do siebie.
- Przestań! - krzyknęła, zaczynając się wyrywać.
- Wakana... - Zatopił twarz w jej włosach, nie puszczając jej.
Trzymał ją w ramionach tak długo, dopóki nie osunęła się w nie ze zmęczenia. Słyszał, jak cicho płakała. Łzy moczyły jego kimono.
- Zawsze będę przy tobie. - szepnął. - Nie ważne co się stanie.
Nagle poczuł, jak nastolatka obejmuje go. Drgnął zaskoczony, zerkając na jej zrozpaczoną twarz.
- Rihan-sama... - szepnęła cicho. - Przepraszam.
Radość zagościła na jego twarzy. Rozpoznała go! Ona naprawdę...!
- N-Nie, Wakana. - powiedział z radością. - Nie przepraszaj! Ja...! Jestem taki szczęśliwy!
- Jestem zmęczona... okropnie zmęczona...
- Śpij, Wakana. Odpocznij! A potem wszystko będzie tak jak dawniej! Zostanę z tobą...!
- Nie... - przerwała mu. - Chce zostać sama... Proszę...
Uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Rozumiem...
Ostrożnie wziął ją na ręce i położył na macie. Nastolatka zamknęła ociężałe powieki, w których wciąż znajdowały się łzy. Od razu zasnęła. Patrząc na jej twarz, Rihan wiedział jednak, że nie będzie spała spokojnie. Po raz kolejny ciemność będzie dla niej przerażająca, wciąż przypominając jej o ostatnim wydarzeniu. Jednak... Szczęście ponownie zagościło w jego oczach. Wierzył, że wraca. Jego Wakana wraca... Spojrzał na naszyjnik, który trzymał w dłoni. W milczeniu położył go obok niej, po czym skierował się w stronę wyjścia. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach i spojrzał na nią.
- Kocham cię. - szepnął do siebie z uśmiechem. - Naprawdę cię kocham.
Opuścił pokój, nie do końca zasuwając drzwi. Udał się przed siebie, wciąż się uśmiechając. To wszystko już niedługo się skończy. To całe cierpienie...
- Tak... - szepnął do siebie. - Muszę być dobrej myśli. Tylko to mi pozostało...
Wakana nieprzyjemnie poruszyła się przez sen, mocniej zaciskając powieki. Kurczowo zacisnęła dłonie na prześcieradle, odwracając głowę na drugi bok.
- Wakana. - Młody, męski głos przepełniony troską sprawił, że gwałtownie otworzyła oczy.
Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie. Młody chłopak siedzący obok niej, wpatrywał się w nią ciepłymi, niebieskimi oczami. Jego gęste, brązowe włosy opadały na jego jasną twarz, a równie jasne usta uformowały się w lekki uśmiech.
- S-Sato...? - szepnęła z niedowierzaniem.
Łzy napłynęły do jej oczu, a radosny uśmiech zagościł na jej twarzy.
- Sato...! - Wyciągnęła dłoń w jego stronę, lecz ta przeniknęła przez jego ciało. - Dlaczego nie mogę...?
- Nie ma mnie już na tym świecie. - odparł, wciąż się uśmiechając. - Jestem duchem, Wakana.
Jej wargi zaczęły lekko drżeć, a dłoń bezwładnie opadła na matę. Radość momentalnie zniknęła z jej twarzy.
- Hej, nie smuć się. - powiedział chłopak. - Zawsze powtarzałaś mi, że szczęście przychodzi do tych, którzy się uśmiechają.
- To nieprawda. - szepnęła, zamykając na chwilę powieki. - Ja zawsze... zawsze starałam się być uśmiechnięta. Nawet w tych najgorszych chwilach. I po co było to wszystko...? Straciłam was wszystkich i jeszcze-...
- Wiem co się wydarzyło. - przerwał jej, a uśmiech wciąż nie schodził z jego twarzy. - Ale nie możesz się poddać. W końcu masz jeszcze osoby, którym jesteś potrzebna.
Uchyliła powieki, wpatrując się w sufit.
- Potrzebna...? - szepnęła.
- Tak. Jest jeszcze pewna osoba, na której bardzo ci zależy, prawda? Strasznie cierpi przez to, co ci się przydarzyło.
- Kto taki? - Spojrzała na niego, czując w głowie kompletną pustkę. - Nikt nie cierpi z mojego powodu. Nie możesz po prostu mnie stąd zabrać? Do mamy i taty...
Chłopak wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, który sprawił że Wakana patrzyła na niego z wyraźnym zaskoczeniem.
- Ale ty jesteś głupia. - powiedział, gdy już się uspokoił. - Dostałabyś po głowie, gdybym posiadał ciało. Posłuchaj, Wakana. Mama i tata chcą, żebyś żyła szczęśliwie tutaj. Ja też tego chcę. To jeszcze nie twój czas. Musisz zostać tutaj i żyć szczęśliwie. Razem z Rihan'em. Rozumiesz?
Drgnęła gwałtownie. Osoba, na której jej zależało... Która cierpiała z jej powodu... Szeroko otworzyła oczy. Jak mogła tak po prostu zapomnieć? Zapomnieć o osobie, która dawała jej szczęście?
- Rihan-sama...?
- Właśnie. - Sato wstał, wciąż patrząc na siostrę. - Obiecasz mi, że będziesz żyła szczęśliwie?
Radosny uśmiech zagościł na jej twarzy, a łzy popłynęły po jej policzkach. Skinęła tylko głową.
- Jeśli złamiesz obietnicę, połkniesz tysiąc igieł*. - Zaśmiał się. - Nawet sam je dla ciebie przygotuje.
- Ale... Jak mogę żyć szczęśliwie, skoro was już nie ma?
- Zawsze jesteśmy przy tobie, Wakana. Zapamiętaj to siebie. Lecz teraz On cię potrzebuje. A ty potrzebujesz Jego. Żyj szczęśliwie i nie zawiedź nas.
- Nie zawiodę. - odparła z uśmiechem. - Będę żyła szczęśliwie. Dla was i dla Rihan'a-samy.
- Pamiętaj, Wakana. Szczęście przychodzi do tych, którzy się uśmiechają. - powiedział, po czym rozpłynął się w powietrzu.
Radość zastąpiła pustkę w oczach nastolatki. Wzięła naszyjnik, który leżał przy niej, po czym mocno go ścisnęła. Usiadła, przytulając go do siebie.
- Dziękuje, Sato. Nie zawiodę ciebie, ani mamy i taty. Będę żyła tak jak zawsze. Macie moje słowo!
Rihan westchnął cicho, kierując się w stronę pokoju Wakany. Nigdzie nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Słońce chyliło się ku zachodowi, ustępując miejsca kolejnej chłodnej nocy. Nadzieja, która gościła w sercu mężczyzny, przygasała. Nie mógł! Przecież dopiero co mówił sobie...!
- Nura Rihan'ie. - Z rozmyśleń i wewnętrznej walki wyrwał go młody głos.
Zatrzymał się gwałtownie, widząc stojącego trochę dalej nastolatka z czarnym mundurku. Drgnął. Zaraz, przecież to...!
- Niemożliwe, ty jesteś...!
- Tak. - przerwał mu. - Hoshimura Sato. Chciałbym z tobą porozmawiać, Rihan'ie.
*"Jeśli złamiesz obietnicę, połkniesz tysiąc igieł" (Yubikiri gemman, uso tsuitara hari sembon nomasu). - Przysięga składana w Japonii, nazywana "Odcinanie palców". Wywodzi się z epoki Edo. Została użyta w anime Code Geass: Lelouch of the Rebellion, kiedy Lelouch składał Nunnally obietnicę, że w przyszłości świat będzie lepszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz