18 październik
Odór krwi roznosił się po spowitym w promieniach zachodzącego słońca pomieszczeniu. Odłamki potłuczonego szkła odbijały je częściowo na leżącą tuż obok bezwładną rękę, po której spływały strumyki jeszcze nie zaschniętej krwi.
Rihan zamknął na chwilę oczy, wzdychając cicho. Do tego czasu udawało im się odpowiednio chronić ludzi, a dzisiaj... kolejna ofiara. Podszedł do leżącej na podłodze młodej kobiety, która nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat. Jej zmieszane z krwią blond włosy rozsypane były po zakrwawionym ciele i rozdartej pazurami podłodze.
Kejoro podeszła do czarnowłosego, patrząc z bólem na kobietę.
- To nie twoja wina, Rihan-sama. - powiedziała, widząc jego poważny wyraz twarzy.
- Mogliśmy ją uratować. - odparł cicho, wciąż wpatrując się w ten sam punkt. - Czuję się tak samo winny, jak w przypadku Wakany.
- Rihan-sama... - szepnęła przerażona Kino. - Jak możesz tak mówić? Przecież nikt cię o to nie obwinia! A już na pewno Wakana-chan!
Mężczyzna westchnął ciężko, odwracając się od martwego ciała.
- No cóż, nie będziemy tutaj stać przez cały dzień. - powiedział, opierając ostrze Nenekirimaru o ramię. - Idziemy.
Ruszył przed siebie, lecz cichy szmer dobiegający z przykrytego kilkoma kocami dużego kosza na pranie zatrzymał go gwałtownie.
- Rihan-sama? - Stojący w otwartych drzwiach Kubinashi spojrzał na dowódcę.
- Cii. - uciszył go, ostrożnie podchodząc do kosza.
Materiał poruszył się gwałtownie, na co Rihan wymierzył w niego mieczem.
- Poczekaj, Rihan-sama! - Kejoro szybko podbiegła do niego, klękając przy koszu. - Powinniśmy zobaczyć, co to takiego.
Ostrożnie odkryła koce i po chwili jej oczom ukazało się małe zawiniątko, nerwowo poruszające się po stosie nieuprasowanych ubrań. Czarnowłosy uchylił usta z niedowierzaniem, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
- Dziecko? - szepnął, widząc małego chłopca w jasnozielonych śpioszkach.
Kino uśmiechnęła się lekko, gładząc je po bujnej, czarnej czuprynie i wpatrując się w jego duże, niebieskie oczy.
- Przeżyło. - powiedziała jakby do siebie. - Miało wiele szczęścia.
Mężczyzna schował miecz do pochwy, klękając obok kobiety.
- I co my z nim zrobimy? - spytał.
Youkai spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, co w jakieś sposób spowodowało, że spojrzał na nią podejrzliwie.
- Musimy zabrać je ze sobą. - odparła.
- C-Co? - spytał z niedowierzaniem. - Masz zamiar się nim opiekować?
- A masz inny pomysł?
Nie miał żadnego. Jednak zabranie go ze sobą wywołałoby kolejny konflikt w domu Nura.
- Boisz się reakcji innych? - Kobieta spuściła wzrok, widząc jego zamyślony wyraz twarzy.
- Nie. - odparł spokojnie. - W takich przypadkach nie interesuje mnie zdanie innych.
- W takim razie...
- Tak. Nie mamy innego wyjścia, jak zabrać dziecko ze sobą - skrzywił się jednak po chwili. - Nie chciałbym w jakiś sposób cię urazić, Kejoro, ale masz jakiekolwiek pojęcie o zajmowaniu się dziećmi?
Ta milczała przez chwilę, jakby szczerze zastanawiała się nad zadanym przez niego pytaniem. Westchnęła po chwili, odgarniając grzywkę z twarzy.
- Nigdy żadnym się nie zajmowałam... Może Aotabou? Jak dobrze pamiętam, w przeszłości miał styczność z dziećmi.
Spojrzeli po sobie, chwilę później wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu.
- Rihan-sama, wracamy do siedziby? - Jak na zawołanie, w progu pojawił się Aotabou.
Chytre uśmiechy i spojrzenia skierowane na niego sprawiły, że na jego twarzy zagościło wyraźne zaskoczenie.
- H-Hej, czemu patrzycie na mnie w ten sposób?
- No bo widzisz... - Rihan ostrożnie wziął dziecko na ręce, owijając je przedtem kocem. - Mamy dla ciebie wyjątkowe zadanie.
- Zaraz... czy to dziecko? - spytał z niedowierzaniem Youkai, kiedy mężczyzna podszedł do niego.
- Tak. Jak dobrze pamiętam, miałeś styczność z dziećmi. W takim razie, może-...
- M-Moment! To prawda, miałem styczność z dziećmi, ale nie aż tak małymi! Poza tym, nie mam zamiaru robić za niańkę!
Drugi spojrzał na niemowlę, które nerowowo poruszyło się w jego ramionach. Jego niebieskie źrenice błądziły po pomieszczeniu, a małe rączki co jakiś czas zaciskały się w piąstki.
- Masz zamiar zabrać je do siedziby, Rihan-sama? - spytał po chwili milczenia Aotabou.
- Nie mam innego wyjścia. - westchnął. - Przecież nie zostawię go tutaj na pastwę losu.
Nie oczekiwał na odpowiedź podwładnego. Opuścił dom, kierując się w stronę stojącej trochę dalej grupki Youkai. Gdy już otworzyli usta z zamiarem zapytania go o ludzkie dziecko, powstrzymał ich gestem dłoni.
- Po drodze wszystko wam wyjaśnię. - powiedział, ruszając przed siebie. - Zaczyna padać.
Zimne krople deszczu stopniowo uderzały o beton, pozostawiając po sobie drobne punkty. Zaledwie po kilku minutach deszcz zrobił się gęstszy i bardziej odczuwalny, a zapach wilgoci zaostrzył się w powietrzu.
Rihan owinął szczelniej chłopca, chcąc uchronić go przed zimnem. Przyśpieszył kroku, co było jednoznacznym znakiem dla podwładnych, żeby się pośpieszyli. Po chwili marszu zza drzew wyłonił się budynek klanu Nura. Czarnowłosy odetchnął w duchu. Jeszcze tego brakowało, żeby dziecko się rozchorowało...
- Ale się rozpadało. - powiedział Kubinashi, wchodząc na taras. - Uroki jesieni.
- Mam nadzieję, że dziecko bardzo nie zmokło. - zmartwienie gościło na twarzy Kejoro.
- Nie martw się. - odparł Rihan. - Nic mu nie jest.
Rozsunął drzwi, szybko wchodząc do środka. Odgarnął mokre włosy z twarzy, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu. Youkai biegały tam i z powrotem, co jakiś czas podając sobie głębokie naczynia. Były zbyt pochłonięte pracą, by zauważyć powrót dowódcy z patrolu.
- A tu co się dzieje? - spytał Rihan z lekkim zaskoczeniem.
- Tsurara! - Kejoro zawołała dziewczynę, prosząc ją gestem dłoni, żeby podeszła.
Yuki Onna wykonała prośbę, ściskając kurczowo palce na drewnianej misce.
- Och, już wróciliście. - powiedziała, będąc wyraźnie podenerwowaną.
- Co to za zgiełk, Yuki Onna? - spytał Kurotabo, śledząc wzrokiem kolejne mijające ich demony.
- Nie jest dobrze... - westchnęła. - Przez ostatnie, częste opady deszczu dach we wschodniej i północnej części nie wytrzymał. Zalewa nas woda.
- Cholera, jeszcze tego brakowało. - mruknął z niezadowoleniem Drugi. - Nie dość, że mamy kolejną ofiarę i ocalałe dziecko na głowie, to jeszcze to.
- Eh, dziecko?! - prawie krzyknęła z niedowierzaniem czarnowłosa, zauważając zawiniątko w jego ramionach. - Przecież tutaj nikt nigdy nie zajmował się dziećmi! Może prócz Nurarihyona-samy...
Rihan drgnął lekko. Opieka jego ojca nad nim polegała zawsze na chodzeniu na patrole lub czasem uczestnictwie w jakiś walkach. Zabieranie go w takie niebezpieczne miejsca nigdy nie podobało się jego matce, przez co zawsze wybuchały idiotyczne i mało znaczące kłótnie. Westchnął w duchu. Najlepiej będzie trzymać dziecko z dala od niego.
- A co z Karasu Tengu? - Mężczyzna przyciągnął do siebie kruka, uśmiechając się szeroko. - Ma aż trójkę dzieci.
- Wybacz, Rihan-sama. - odparł Youkai. - Moimi dziećmi zajmowała się moja szanowna małżonka, Nuregarasu. Często nie było mnie w domu, więc niestety nie posiadam wiedzy wychowawczej...
Hanyou ścisnął kruka w dłoni, czując nerwowo pulsującą żyłkę nad swoich prawym okiem.
- W takiej sytuacji mógłbyś skłamać. - wycedził przez zęby. - I co ja mam teraz zrobić z tym dzieckiem?
Wypuścił kruka ze swojego uścisku i spojrzał na dziecko, które z każdą chwilą sprawiało wrażenie coraz bardziej zniecierpliwionego. Na jego twarzy co chwilę pojawiał się grymas niezadowolenia i po chwili chłopiec zaczął głośno płakać.
- Nie, cicho, nie płacz. - Czarnowłosy próbował go uspokoić, lecz spowodowało to jeszcze gorszy wybuch płaczu.
Podwładni odsunęli się od dowódcy, zakrywając sobie uszy dłońmi.
- Ale można na was liczyć! - wybuchnął Rihan z oburzeniem.
- Co się tu dzieje?! - Z tłumu zdziwionych Youkai można było usłyszeć wołanie Nurarihyon'a, który po chwili stanął przed swoim synem. - Co tu robi to dziecko? - spytał, wyciągając fajkę z ust.
- No bo widzisz-... - zaczął Drugi, lecz jego wypowiedź zagłuszał płacz chłopca.
- Rihan, czyżbym o czymś nie wiedział? - Demon zrobił wielkie oczy - Może chciałbyś mi coś powiedzieć?
- T-To nie moje dziecko, staruchu! - wybuchnął.
- Jaki słodki. - Z tłumu wyszła radośnie uśmiechnięta Wakana - Mogę wziąć go na ręce?
Skinął głową, oddając dziecko w jej opiekę. Dziewczyna ostrożnie wzięła je w swoje ramiona, po czym odkryła lekko kocyk.
- Śliczny. - szepnęła.
Chłopiec przestał płakać z chwilą, gdy zaczęła kołysać go swoich ramionach. Ziewnął tylko, po czym zamknął swoje niebieskie oczka.
Domownicy patrzyli na nią z wyraźnym zdziwieniem, nie mogąc uwierzyć, że udało jej się tak szybko go uspokoić.
- Niesamowite. - szepnął ze szczerym podziwem Kubinashi. - Potrafisz zajmować się dziećmi, Wakana-san?
Ta uśmiechnęła się do niego.
- Czasem opiekowałam się córką sąsiadów. - odparła. - Ponoć kobiety mają już wrodzony dar opiekowania się dziećmi.
Stali w milczeniu, wciąż jej się przyglądając.
- Och, musimy wracać do pracy! - powiedziała Tsurara, pośpiesznie ruszając w stronę północnej części kwatery. - Jeśli się nie pośpieszymy, szkody poszerzą się jeszcze na zachodnią część.
Większość demonów ruszyło za nią, a w holu pozostali tylko Rihan, Nurarihyon i Wakana.
- Szkody są poważne? - spytał czarnowłosy, patrząc ukradkiem na ojca.
- Odbudowa zajmie sporo czasu. - odparł, wzdychając ciężko. - Musieliśmy przegrupować Youkai z tamtych skrzydeł na te ocalałe. - Uśmiechnął się szeroko - Nie będziesz miał nic przeciwko, Rihan, jeśli Wakana-san na jakiś czas osiedli się w twoim pokoju?
- Eh? - Nastolatka z lekkim rumieńcem spojrzała na Nurarihyona.
Hanyou uśmiechnął się lekko. Co on zamierza?
- Oczywiście. - odparł. - Nie mam nic przeciwko.
Wakana przeniosła zaskoczony wzrok na niego, wciąż mając zaczerwienione policzki.
- N-Nie będę ci zawadzać? Szczególnie teraz, kiedy mamy pod opieką dziecko?
Pokręcił przecząco głową.
- Przecież ty nigdy nie zawadzasz. - odparł.
Spuściła ze speszeniem głowę, nic już nie mówiąc.
- Co zamierzasz zrobić z tym dzieckiem? - spytał Nurarihyon.
- Nie wiem. - odparł w zamyśleniu. - Na razie powinno zostać tutaj. Myślę, że ktoś z jego rodziny wciąż żyje.
- Mogę zapytać Matsuyamę-kun. - wtrąciła Wakana z uśmiechem. - Jego tata jest policjantem, powinien coś wiedzieć na ten temat.
- Hm, to może pomóc. - odparł Youkai. - Nie wzbudzi to również żadnych podejrzeń.
Rihan odwrócił wzrok, kurczowo zaciskając dłonie w pięści. Matsuyama... Nie darzył tego chłopaka pozytywnymi uczuciami. Nie mógł powiedzieć, że go nienawidzi. Po prostu nie podobało mu się to, że był tak bardzo związany z Wakaną.
- No dobrze, nie będziemy tak stać. - powiedział, wzdychając cicho. - Chodźmy, Wakana. Masz swoje rzeczy?
Skinęła lekko głową, po czym oboje udali się w stronę zachodniej części. Demony osiedlały się w pokojach innych, pośpiesznie udając się jeszcze po swoje rzeczy.
Czarnowłosy objął dziewczynę ramieniem, nie chcąc żeby straciła się w tłumie. Ona zaczerwieniła się lekko, mocniej przytulając do siebie dziecko. Po drodze mężczyzna zabrał jej rzeczy i po kilkuminutowej wędrówce wśród zgiełku dotarli do jego pokoju.
Rihan postawił torbę nastolatki na ziemi, po czym przeciągnął się.
- Nie ma to jak własny kąt. - powiedział, siadając na swojej macie. - Przynajmniej tutaj panuje cisza i spokój.
Spojrzał na Wakanę, która wciąż stała w miejscu. Zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową.
- Nie stój tak, Wakana. Rozgość się i czuj jak u siebie. - powiedział z uśmiechem.
Skinęła z zakłopotaniem głową, udając się na matę znajdującą się trochę dalej. Położyła dziecko na poduszce, uśmiechając się lekko.
- Jesteś strasznie spięta. - powiedział mężczyzna po chwili milczenia. - Boisz się mnie?
- Skąd ta myśl, Rihan-sama? - spytała zaskoczona. - Chociaż czuję się trochę dziwnie, nigdy nie dzieliłam pokoju z mężczyzną.
- Hm? Czujesz się skrępowana?
- Tylko troszeczkę. - odparła z uśmiechem.
- A może tobie znowu chodzi o to, o czym rozmawialiśmy u ciebie w domu? - spytał z chytrym uśmiechem.
- Nawet nie przeszło mi to przez myśl! - odparła z oburzeniem.
On zaśmiał się, wstając.
- Gdybyś widziała teraz swoją minę. - powiedział z rozbawieniem.
Zrobiła dzióbek i skrzyżowała ręce na piersiach. Po chwili delikatnie wzięła poduszkę, na której leżał chłopiec i rzuciła nią w Rihan'a. Wylądowała prosto na jego twarzy, chwilę później zsuwając się z niej i upadając na podłogę. Nastolatka wybuchnęła śmiechem, widząc jego wyraz twarzy.
- Jeszcze się doigrasz. - powiedział z uśmiechem.
- Ciekawe co mi zrobisz, jak dostaniesz poduszką raz jeszcze. - Dziewczyna już sięgnęła po drugą poduszkę, lecz chytry wyraz twarzy mężczyzny powstrzymał ją od wykonania jakiegokolwiek ruchu.
- Chcesz, żebym zrobił z tobą to, co większość mężczyzn z niewinnymi dziewczynami?
Poczuła chłód przepływający przez jej ciało. Dłoń, która trzymała poduszkę drgała co chwilę, a na jej twarzy zagościło przerażenie zmieszane z niedowierzaniem. Po chwili poczuła jednak, jak poduszka czarnowłosego zderza się z jej twarzą.
- Żartowałem. - powiedział wyraźnie rozbawiony. - Trzeba przygotować dziecku miejsce do spania.
Wakana wciąż czuła chłód na swojej skórze. J-Jak on mógł tak zażartować?! To ani trochę nie było zabawne! Pokręciła głową, po chwili uśmiechając się. Przecież Rihan-sama nie jest taki, jak inni mężczyźni. Jest jedyny w swoim rodzaju.
- Hm, nie mamy nic szczególnego dla dziecka, ale myślę, że wystarczy duży kosz. - powiedziała nastolatka, patrząc na leżącego na jej macie chłopca.
- Masz rację. - odparł. - Gdzieś w starociach jest jeszcze moja kołyska, ale po tylu latach nie nadaje się już do użytku.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, co nie umknęło jego uwadze.
- Z czego się śmiejesz? - spytał zaskoczony, lecz na jego ustach zagościł uśmiech.
- Przepraszam, ale trochę trudno jest mi wyobrazić sobie ciebie jako małe dziecko śpiące w kołysce. - odparła z nutą rozbawienia, którą próbowała zatuszować.
- Każdy był kiedyś dzieckiem. - Uśmiechnął się szerzej - Chociaż w moim przypadku było to bardzo dawno.
Z ledwością powstrzymała wybuch śmiechu. Czasem, w zachowaniu Rihan'a dostrzegała dziecko, co wcale nie było negatywne. Teraz właśnie zauważyła, że nawet w Youkai drzemią dzieci. Takie słodkie i niewinne.
- Gdzieś tutaj powinien być kosz. - Mężczyzna podrapał się po głowie, lustrując różnej wielkości szafki. - Widziałem ostatnio duży kosz na pranie. Ale gdzie on... Hm?
Spojrzał na Wakanę, która właśnie stawiała ów przedmiot przy ścianie obok swojej maty.
- S-Skąd go masz? - spytał zaskoczony.
- Stał w kącie. - odparła z uśmiechem, powstrzymując śmiech.
Hanyou odwrócił wzrok. Teraz dopiero się popisał! Na dodatek w tak banalnej sprawie!
Nastolatka starannie wyłożyła kosz ciepłymi kocami i użyczyła jedną ze swoich poduszek chłopcu, który po chwili leżał na niej, co chwilę odwracając głowę w jedną i drugą stronę. Wakana uśmiechnęła się na ten widok. Rihan przyglądał się jej przez chwilę, po czym spokojnie zapytał:
- Chciałabyś mieć dziecko?
Poczerwieniała gwałtownie, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- E-Eh...?
- N-Nie o to mi chodzi! - odparł szybko, zauważając nagle, jak zabrzmiało to pytanie. - C-Chodziło mi tylko o to, czy kiedyś... będziesz chciała... - Zdał sobie sprawę, że jego wyjaśnienie idzie w jeszcze gorszą stronę. - C-Czekaj...! Nie chodzi mi, że ze mną, tylko...! Tak ogólnie! Jako kobieta!
Zaczerwienił się lekko, co spowodowało, że drgnęła.
- Rihan-sama... - Rozbawienie zagościło na jej twarzy. - Zaczerwieniłeś się!
- C-Co? N-Nie, skądże! Po prostu jest tu strasznie gorąco!
Zaśmiała się cicho.
- Tak. Chciałabym być matką... w przyszłości. - odparła, odwracając lekko speszony wzrok.
- R-Rozumiem... - odparł krótko, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
Wakana przykryła dziecko dwoma kocami, doskonale wiedząc, że o tej porze roku noce są strasznie zimne i odczuwalne, a już zwłaszcza dla małego dziecka. Nie minęła kilka minut, a chłopiec już smacznie spał.
- Mam nadzieję, że twoja mama albo tata również żyją. - szepnęła, gładząc niemowle po główce.
Rihan patrzył na nią w milczeniu, po chwili podchodząc do niej.
- Nie martw się. Na pewno się odnajdą. - powiedział z lekkim uśmiechem.
Skinęła głową. Po chwili drzwi pokoju rozsunęły się i stanęła w nich jak zwykle uśmiechnięta Tsurara. Nastolatka położyła palec wskazujący na ustach, informując ją, by nie zachowywała się zbyt głośno.
- Och, przepraszam, nie wiedziałam, że mały śpi. - powiedziała cicho. - Przeszukiwałam stare rzeczy i znalazłam moją butelkę. Może ma już parę ładnych lat, ale powinna przydać się do karmienia dziecka.
- Ach, to wspaniale, Tsurara-san! - odparła uszczęśliwiona Wakana. - Właśnie się nad tym zastanawiałam! Dziękuje!
Yuki Onna uśmiechnęła się szerzej, po czym postawiła butelkę na jedną z szafek.
- Nie przeszkadzam już. - powiedziała i nie czekając na odpowiedź opuściła pomieszczenie, dokładnie zamykając drzwi.
Hoshimura westchnęła cicho, opierając dłoń o biodro.
- Tsurara-san uratowała nam życie. Gdyby nie to, nie miałabym jak nakarmić dziecka. Mimo tego muszę udać się jutro do sklepu po niezbędne rzeczy.
- Nie zawracaj już sobie tym głowy. - powiedział Rihan. - Powinnaś się położyć. Jest już dość późno.
- Muszę jeszcze uprzątnąć swoje rzeczy. I zrobić porządki. - powiedziała.
- O nie. Nie ma mowy. Dzisiaj nie wykonujesz już żadnej pracy. - czarnowłosy zagrodził jej drogę, uniemożliwiając przejście.
- Proszę mnie przepuścić, Rihan-sama. - powiedziała z powagą. - Muszę wykonać swoją pracę.
- Przecież nie jesteś tu niewolnikiem! Masz czuć się jak w domu. - odparł z lekkim oburzeniem. - W przeciwnym razie, jeśli mnie nie posłuchasz, zastosuje przemoc.
- Jak powinnam to rozumieć? - spytała z lekkim zaskoczeniem.
Mężczyzna chwycił poduszkę i rzucił w nią.
- Tamta walka pozostała nierozstrzygnięta. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Mam zamiaru torturować cię w ten sposób i zobaczyć, które z nas odniesie zwycięstwo!
- Eh?! - Patrzyła na niego z niedowierzaniem, po chwili jednak podnosząc poduszkę. - Więc tak chcesz to rozegrać? Dobrze!
Przedmiot poleciał w jego stronę. On z łatwością go uniknął, ściskając w dłoni swóją "broń". Zaatakował szybciej niż się spodziewała. Uniknęła ataku, przechylając się w bok. Zaśmiała się jak małe dziecko i cofnęła o krok do tyłu. Nie zauważyła jednak stojącego za nią stolika, co spowodowało, że zahaczyła o niego nogą i straciła równowagę.
- H-Hej! - Rihan chwycił ją za nadgarstek, lecz nie zdołał uchronić ją od upadku i oboje wylądowali na jego macie.
Drugi wpatrywał się w leżącą pod nim dziewczynę, która zarumieniła się lekko. Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy, wciąż podpierając się jedną ręką przy jej lewym boku. Uśmiechnął się lekko.
- Ale z ciebie niezdara. - powiedział, wywołując uśmiech na jej twarzy.
- Niestety niezdarność jest moją wadą. - Zaśmiała się.
- Nie uważam tego za wadę... - szepnął.
- Eh?
Pogładził opuszkami palców jej policzek, po chwili przybliżając twarz do jej. Nastolatka przymknęła powieki, nie wiedząc czemu nie chce zaprzeczyć. Ich wargi już prawie złączyły się ze sobą, gdy nagle drzwi rozsunęły się gwałtownie i do pomieszczenia wszedł Nurarihyon. Zastygł w miejscu, widząc swojego syna i Wakanę w takiej sytuacji. Patrzył na nich z lekko uchylonymi ustami, po chwili wyciągając z ust fajkę.
Rihan zdrętwiał. Nie potrafił ruszyć się z miejsca, fakt że w pokoju, dokładnie w tej chwili, znajduje się jego ojciec, sparaliżował go doszczętnie.
- Sta... Staruszek? - spytał cicho.
Przez dłuższą chwilę panowała napięta cisza.
- Wybaczcie, nie przeszkadzajcie sobie. - powiedział, pośpiesznie cofając się w stronę wyjścia. - Wyobraźcie sobie, że w ogóle mnie tu nie było.
Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy z chwilą, gdy zasuwał drzwi.
- H-Hej! - czarnowłosy wstał gwałtownie i szybko rozsunął drzwi. - Dlaczego takie myśli zawsze chodzą po twojej głowie, staruchu?! - krzyknął do oddalającego się mężczyzny.
- Nie wiem o czym mówisz, Rihan ~ ! - odparł melodyjnie, znikając po chwili za zakrętem korytarza.
Hanyou stał jeszcze przez chwilę w drzwiach, chwilę później zasuwając je powoli. Westchnął cicho. Jak spojrzy teraz Wakanie w oczy? Co w ogóle posunęło go to tego czynu?!
Odwrócił się w stronę dziewczyny, która w milczeniu siedziała na macie. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą, krępującą chwilę, którą przerwał nagły płacz dziecka. Wakana wstała szybko, udając się w stronę kosza. Wzięła chłopca na ręce, kołysząc go w swoich ramionach.
- Jest głodny - powiedziała jakby do siebie biorąc z szafki butelkę. - Pójdę go nakarmić.
W milczeniu minęła mężczyznę, nie patrząc na niego. Opuściła pokój, zostawiając go samego. Zakrył twarz dłonią. Co on wyprawia? Przecież to jeszcze dziecko... Zawahał się jednak. Przez ostatnie wydarzenia Wakana stała się bardziej dojrzała niż jej rówieśnicy. Nie wiedział jednak, czy nazywanie jej dorosłą kobietą jest słuszne.
19 październik
Wakana szła powolnym krokiem przez park, zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami mającymi miejsce w jej życiu. Myśli jednak wciąż krążyły jej wokół wczorajszego dnia. Wydarzenia, które zaszło między nią, a Rihan'em. Rumieniec oblał jej twarz. Czy on... chciał ją pocałować? Pokręciła szybko głową, czując wyraźne zakłopotanie. Może powinna o tym porozmawiać z Natsuhi-chan? Chciałaby poznać jej opinię na ten temat.
Z rozmyśleń wyrwał ją dźwięk szkolnego zegara, informujący uczniów o rozpoczynającej się lekcji.
- O nie, spóźnię się! - zawołała przerażona, ruszając biegiem przed siebie.
Wbiegła do pustej szatni, w drodze do swojej szafki ściągając buty. Szybko je przebrała, z lekkim trzaskiem zamykając drzwiczki popielatej szafki. Udała się na drugie piętro, po chwili zatrzymując się przed drzwiami swojej sali. Przyłożyła dłoń do klatki piersiowej, czując jak serce wali jej jak młot. Wzięła głęboki wdech, po czym rozsunęła drzwi.
- Przepraszam za spóźnienie, Mizuno-sensei! - powiedziała, kłaniając się nisko nauczycielowi.
- Ach, Hoshimura! - mężczyzna z uśmiechem poprawił na nosie okulary. - Usiądź, usiądź, nie przepraszaj! Dziś, mimo że mamy jesień, jest piękna pogoda! Na pewno chciałaś z niej skorzystać, prawda?
- T-Tak, Mizuno-sensei... - odparła niepewnie, udając się na swoje miejsce.
Z jednej strony nauczyciel-romantyk posiadał swoje dobre strony, każde spóźnienie łączył z panującą na zewnątrz pogodą. Jednak ciągłe wykłady o romantyźmie nie przydadzą im się w życiu, a z potrzebnym do egzaminów materiałem są do tyłu.
- Coś się stało, Wakana-chan? - Natsuhi odwróciła się do niej, gdy nauczyciel pisał notatkę na tablicy - Nigdy jeszcze się nie spóźniałaś.
- Powiem ci po lekcji. - szepnęła, otwierając zeszyt.
Po długiej lekcji języka japońskiego, który jak zwykle opierał się na wykładach o wszystkich możliwych tematach niedotyczących lekcji, po szkolnych korytarzach roznósł się dźwięk upragnionego dzwonka. Nauczyciel opuścił klasę, a uczniowie złączyli pośpiesznie swoje ławki, nie chcąc stracić ani minuty cennej, godzinnej przerwy.
Natsuhi odwróciła się do Wakany, która w wyraźnym zamyśleniu lustrowała blat ławki. Nerwowo przeplatała palce, co przyprawiło Mutou o lekki strach.
- Co się stało, Wakana-chan? - spytała z lekką obawą, starając się mówić tak, żeby nikt ich nie usłyszał.
- Sama nie wiem. - szepnęła, podnosząc na nią wzrok. - Mam... pewien dylemat.
- Dylemat? Ten Rihan coś ci zrobił? - spytała z nutą podenerwowania.
Pokręciła przecząco głową.
- Natsuhi-chan... - Ponownie utkwiła wzrok w blacie ławki. - Wczoraj... Rihan-sama... prawie mnie pocałował.
Natsuhi wstała gwałtownie, patrząc na nią z przerażeniem.
- Wiedziałam! W tych czasach mężczyznom tylko jedno w głowie!
- Usiądź, Natsuhi-chan... - Dziewczyna uspokoiła przyjaciółkę - To nie tak...
Ta usłuchała jej prośby, krzyżując ręce na piersiach.
- Jeszcze go bronisz?
Spuściła głowę, zaciskając dłonie na spódnicy.
- Ja... nie byłam temu przeciwna. - szepnęła.
- Co? - spytała z niedowierzaniem.
- Nie byłam przeciwna temu co chciał zrobić. - powtórzyła cicho. - Dlaczego...?
Natsuhi patrzyła na nią w milczeniu. Po chwili westchnęła cicho, uśmiechając się lekko.
- On na pewno jest dobry? - spytała.
- Oczywiście. - odparła, patrząc na nią z zaskoczeniem.
Kącik ust jej przyjaciółki uniósł się wyżej.
- Wakana-chan... ty go kochasz.
Źrenice nastolatki rozszerzyły się. Już otworzyła usta, z zamiarem zaprzeczenia, lecz czuła w głowie bolesną pustkę. Czuła jakby fala krwi uderzyła do jej głowy, powodując straszny mętlik. Niemożliwe... Czy ona naprawdę... pokochała Rihan'a?
W zamyśleniu weszła do domu Nura. Bez najmniejszego hałasu przemknęła przez przedpokój i kuchnię, w której pracowała Kejoro. Zatrzymała się przed jednym z pomieszczeń, z którego dobiegały żywe rozmowy i śmiechy. Drzwi nie były zasunięte, więc mogła wyraźnie dostrzec Rihan'a, który z fajką w ustach grał z garstką Youkai w karty.
Dziewczyna utkwiła wzrok w ziemi, błądząc w swoich myślach. Czy Natsuhi-chan ma rację? Kiedy ona...?
- Wakana? - z rozmyśleń wyrwał ją Rihan, który z lekkim zmartwieniem patrzył na nią.
Wstał i wyciągając fajkę z ust, podszedł do niej. Cofnęła się gwałtownie o krok, co wywołało u niego lekkie zaskoczenie.
- Wakana... co się stało? - spytał.
- N-Nic takiego, Rihan-sama. - odparła z lekkim uśmiechem. - Po prostu jestem trochę zmęczona. Miałam ciężki dzień.
- Źle się czujesz? - spytał, przykładając dłoń do jej czoła w celu sprawdzenia temperatury.
Lekki rumieniec oblał jej twarz. Przymknęła powieki, uśmiechając się szerzej.
- Nie. - szepnęła. - Dziękuje za troskę. Wybacz, muszę pójść po zakupy.
Odsunęła się od niego, kierując z powrotem w stronę przedpokoju. Oparła szkolną teczkę o ścianę, nie chcąc brać jej ze sobą. Powoli ubrała buty, po chwili znikając za drzwiami. Powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Nie wiedziała, co myśleć o tym wszystkim. Poczuła, jak łzy napływają do jej oczu. Kiedy? Kiedy ona tak bardzo go pokochała? I dlaczego nigdy nie znała odpowiedzi na żadne ze swoich pytań? Ta niewiedza była strasznie uciążliwa.
- Takeshi-san, proszę mi powiedzieć... czy wiadomo już coś nowego? - Z przygnębiającego rozmyślania wyrwał ją zrozpaczony głos kobiety.
Spojrzała w stronę dwóch osób stojących trochę dalej. Młoda kobieta patrzyła z promykiem nadziei w zielonych oczach na stojącego obok niej mężczyznę, który poprawił uciskający krawat.
- Przykro mi, Mikuru-san... - westchnął ze smutkiem, kładąc jej dłoń na ramieniu. - Wciąż nie wiemy, gdzie znajduje się twoje dziecko.
- Ale wciąż jest nadzieja, że Yukiteru żyje? - szepnęła drżącym głosem.
- Oczywiście. - odparł z bladym uśmiechem, który tylko ujawniał wątpliwości tej odpowiedzi.
Telefon mężczyzny przerwał ich rozmowę.
- Przepraszam. - Brunet odebrał telefon, odchodząc trochę dalej.
Po przeprowadzeniu krótkiej rozmowy, wrócił do kobiety.
- Wybacz, Mikuru-san. Obowiązki wzywają.
Skinęła lekko głową, patrząc w ziemię. Mężczyzna odszedł, po chwili znikając jej z oczu. Wakana po chwili wahania podeszła do kobiety, która ocierała łzy.
- Um... przepraszam. - zaczęła niepewnie.
Ta spojrzała na nią, szybko poprawiając okulary.
- Tak? - Wymusiła lekki uśmiech.
- Ja... przez przypadek usłyszałam pani rozmowę z panem Takeshi. Myślę, że mogę pomóc.
- Pomóc? Nie sądzę, panienko. - odparła, wciąż lekko się uśmiechając.
- Naprawdę. Potrzebuje tylko zdjęcie chłopca, żeby mieć pewność. - Wakana uśmiechnęła się, chociaż dobrze wiedziała, że takie naciskanie może źle się skończyć.
Zaskoczona kobieta po chwili wahania sięgnęła do torebki, przeszukując ją przez chwilę.
- Proszę. To mój synek, Yukiteru. - pokazała jej kolorową fotografię, na której znajdował się mały chłopiec leżący w wózku.
Radosny uśmiech zagościł na twarzy nastolatki. To ten chłopiec! Ten sam, którego Rihan-sama przyniósł do domu Nura!
- Wiem gdzie jest pani synek! - powiedziała z radością.
- Co takiego? - spytała z niedowierzaniem.
- Mój przyjaciel znalazł wczoraj porzuconego chłopca i przygarnęliśmy go. - powiedziała, pomijając niektóre szczegóły. - To ten sam chłopiec, który widnieje na zdjęciu.
- Naprawdę?! Czy Yukiteru jest cały i zdrowy? Nic mu nie jest?! - Zielonooka ożywiła się gwałtownie, a wszystkie oznaki jej rozpaczy natychmiast zniknęły.
- Jest bezpieczny. - odparła krótko.
Kobieta ujęła jej dłonie, uśmiechając się radośnie.
- Gdzie on jest?
- Tutaj niedaleko, w domu Nura. - odparła, lecz po chwili zdała sobie sprawę, że mówienie tego nie było dobrym pomysłem.
- Z nieba mi spadłaś, dziecko! Dzięki Bogu! Muszę szybko zadzwonić do męża!
Ponownie sięgnęła do torebki, lecz tym razem z wyraźnym ożywieniem i pośpiechem. Wyciągnęła zielony telefon z klapką, po czym drżącymi dłońmi wystukała na klawiaturze numer telefonu do męża. Po kilku sygnałach połączenia włączyła się poczta głosowa, informująca że użytkownik znajduje się poza zasięgiem.
- Nie odbiera... - szepnęła, lecz zaraz powrócił na jej twarz. - Wiem! Pójdę po niego. Razem przyjdziemy do domu Nura! Proszę, poczekaj tam na nas! - Nim Wakana zdążyła odpowiedzieć, kobieta była już daleko przed nią.
Nie czekając ani chwili dłużej, dziewczyna odwróciła się na pięcie i szybko udała w stronę posiadłości Nura. Pośpiesznie rozsunęła drzwi, wbiegając do pomieszczenia. Minęła pokój, w którym wciąż siedział Rihan z pozostałymi Youkai. Dostrzegając Wakanę, wstał gwałtownie, po czym udał się za nią. Dość zaskoczony jej zachowaniem, rozsunął drzwi swojego pokoju. Nastolatka owijała dziecko kocykiem, wyraźnie się śpiesząc.
- Wakana, co robisz? - spytał, a jego zdziwienie rosło z każdą chwilą.
- Rihan-sama, nie uwierzysz! - Wzięła dziecko na ręce i odwróciła się w stronę mężczyzny. - Znalazłam rodziców chłopca! Zaraz tu będą!
- Poczekaj, powoli. - powiedział, próbując za nią nadążyć. - Jak to jego rodziców? Skąd masz pewność, że to oni? I jak to zaraz Tu będą?!
- Och, Rihan-sama, nie ma czasu na wyjaśnienia! - Pośpiesznie ruszyła w stronę drzwi, chwytając czarnowłosego za nadgarstek. - Chodź ze mną!
- C-Czekaj, Wakana!
Wiedział, że teraz niczego się nie dowie. Jeszcze nigdy, przynajmniej odkąd Wakana znalazła się w domu Nura, nie widział jej tak szczęśliwiej. Uśmiechnął się lekko. Tak bardzo chciał, żeby każdy dzień był dla niej taki radosny.
Oboje opuścili dom Nura, kierując się w stronę bramy głównej. Dziewczyna z radosnym uśmiechem na ustach zatrzymała się za nią, wyczekując przybycia małżeństwa. Nie minęło parę minut, a promienie zachodzącego słońca oświetliły parę biegnącą w ich stronę. Ich cienie sprawiały wrażenie jakby chciały znaleźć się przy nastolatce pierwsze.
- Yukiteru! - Już z daleka słyszeli radosne wołanie kobiety.
Rihan uparł się o jedną z belek bramy, uśmiechając się lekko. Po chwili małżeństwo było już przy dziewczynie.
- Boże, to naprawdę Yukiteru! - Zielonooka wzięła chłopca na ręce, nie kryjąc wzruszenia. - Kochanie, nasz synek jest cały i zdrowy!
Jej mąż ze łzami w oczach przytulił do siebie żonę i synka, śmiejąc się radośnie.
- Nie wiem, jak ci dziękować. - Kobieta zwróciła się do Wakany, gdy już trochę opanowała emocje. - Jak to dobrze, że nasze dziecko znalazło się pod opieką takiego wspaniałego małżeństwa jak wy.
Czarnowłosy drgnął lekko, a Wakana zarumieniła się gwałtownie.
- M-My... nie jesteśmy małżeństwem... - szepnęła speszona, patrząc w ziemię.
- Och, naprawdę? - Uśmiech zagościł na twarzy kobiety. - Na pewno bylibyście wspaniałą rodziną. Naprawdę wam dziękuje. Uratowaliście nasz najcenniejszy skarb.
Po chwili ruszyli w stronę zachodzącego słońca, obejmując się. Wakana jeszcze długo patrzyła w ich stronę, nawet kiedy już zniknęli jej z oczu. Rihan podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.
- Będzie mi brakować tego chłopca. - szepnęła, patrząc na niego.
Uśmiechnął się.
- W przyszłości będziesz wspaniałą matką, Wakana.
Uśmiech zagościł na jej twarzy, a lekki rumieniec oblał jej policzki.
- Chodźmy. Jeszcze mi się przeziębisz. - powiedział, kierując się w stronę domu.
Patrzyła na niego jeszcze przez chwilę, po czym z radosnym uśmiechem ruszyła za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz