-->

piątek, 7 grudnia 2012

|12|. Pożegnania

2 sierpnia 1996 r.


           Dla większości z was wydawałoby się, że nadszedł najgorszy dzień w życiu Wakany. Macie całkowitą rację. Jednak ona nie odczuwała już tego przygnębiającego uczucia pustki, choć sam ból nie zniknął. Przecież nie pozostała na tym świecie po to, żeby przez resztę swojego życia tylko rozpaczać. Oczywiście nigdy nie zapomni o swojej ukochanej rodzinie, a uczucie tęsknoty na zawsze pozostanie w jej sercu, ale... Uśmiechnęła się lekko. Nie jest sama. Ma przy sobie prawdziwych przyjaciół, którzy nigdy nie pozostawią jej na lodzie. Poczuła to przyjemne uczucie w sercu, które dało jej nadzieję na szczęśliwe jutro. Na szczęśliwe życie.
 - Och, już tak późno? - spytała samą siebie, patrząc na zegar wiszący na jednej z kuchennych ścian. - Muszę się pośpieszyć.
Ściągnęła biały fartuch z prostego, czarnego kimona, po czym powiesiła go na ściennym wieszaku. Lekko rozsunęła drzwi, zdając sobie sprawę, że w pomieszczeniu panuje okropny zaduch. Uniosła pokrywę jednego ze srebrnych garnków i nachyliła się nad nim.
 - Przyjemnie pachnie. - powiedziała radośnie, wyłączając gaz. - Mam nadzieję, że wszystko dodałam.
Będąc w głębokim rozmyślaniu usłyszała szybkie kroki dochodzące z korytarza. Ucichły chwilę później, a drzwi kuchni rozsunęły się szerzej. Do pomieszczenia wszedł zaspany Rihan, wciąż mający na sobie kimono do spania. Od razu podszedł do stojących na kuchence garnków.
 - Te cudne zapachy czuć w drugim końcu domu. - powiedział z uśmiechem, podnosząc pokrywę garnka. - Smakowicie wygląda, kiedy jemy?
Dziewczyna zaśmiała się, odsuwając go od naczyń.
  - Jeszcze chwilę. - odparła. - Przygotowałam dla wszystkich Omuraisu* i Yaki-udon** gdyby nie udało mi się wrócić na obiad. Wracając kupię jeszcze Umeboshi***. Nurarihyon-sama bardzo za nimi przepada!
Uśmiech zniknął na chwilę z twarzy Rihan'a.
 - Nikt nie kazał robić ci tego wszystkiego. - powiedział cicho z nutą wyrzutu.
 - Przecież robię to z własnej woli i czystej przyjemności! - odparła z uśmiechem. - Kejoro-san wszystko wam poda, ja tymczasem zbieram się do wyjścia.
 - Już wychodzisz? - spytał posępnym głosem.
 - Przecież wrócę! - odparła ze śmiechem.
Obejrzał ją od stóp do głów, wzdychając po chwili.
 - Wiesz co? Okropnie ci w tym kolorze.
Drgnęła lekko zaskoczona. Po chwili jednak blady uśmiech zagościł na jej twarzy.
 - Nic na to nie poradzę. Mam nadzieję, że dzisiaj ubieram go po raz ostatni.
 - Też mam taką nadzieję. - odparł. - Może... pójść z tobą?
 - Nie musisz. - powiedziała szybko. - Masz ważniejsze sprawy na głowie niż ciągłe pilnowanie mnie.
Poprawiła kimono, udając się w stronę wyjścia.
 - Ale... ja naprawdę mogę...
 - Do zobaczenia, Rihan-sama. - przerwała mu, uśmiechając się ciepło. - Postaram się szybko wrócić.
Pośpiesznie opuściła kuchnię, nie czekając na jego odpowiedź. Po drodze minęła jeszcze gromadkę Youkai, które skinęły do niej głowami. Odwzajemniła gest z lekkim uśmiechem. Po chwili opuściła posiadłość Nura, kierując się prosto do jednej z okolicznych świątyń shinto. Nie była pewna, czy chce widzieć twarze tych wszystkich znajomych ludzi, którzy zapewne będą patrzeć na nią z wyraźną litością. Spojrzała w ziemię, widząc sporą gromadę osób znajdującą się przed wejściem do świątyni. Przez moment czuła dziwne zwątpienie, czy na pewno chce tu być. Ale w końcu to jej jedyna rodzina...
 - Wakana-chan!
Uniosła głowę, słysząc głos swojej przyjaciółki.
 - Dzień dobry, Natsuhi-chan. - powiedziała ze spokojem i lekkim uśmiechem. - Dziękuję, że przyszłaś.
 - Jak mogłabym nie przyjść? - spytała z bladym uśmiechem, który zniknął szybciej niż się pojawił. - Jak się czujesz?
 - Wszystko jest w porządku, nie musisz się martwić - Jej głos nawet nie zadrżał.
Racja, wszystko jest w porządku. A raczej powinno być w porządku. Najwyższy czas wziąć się w garść.
 - Panienka Hoshimura? - Do jej uszu dobiegł spokojny, zmęczony głos starszego mężczyzny ubranego w długie, grafitowe kimono.
Niski, przygarbiony staruszek podszedł do niej wolnym krokiem, wpatrując się w nią ciemnym, zmęczonym życiem spojrzeniem, a lekki, letni wiaterek rozwiewał jego nieliczne, białe włosy.
 - Tak - Skinęła z lekkim uśmiechem nastolatka. - Dziękuję, że odprawi pan modlitwę za moją rodzinę.
 - To moje zadanie, drogie dziecko. Nie musisz dziękować.
Ona jednak ukłoniła się nisko.
 - Oczywiście, że muszę, Keikain-sama.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, nic już nie mówiąc. Gestem dłoni rozkazał jej iść za nim. Dziewczyna uśmiechnęła się do Natsuhi, po czym udała za kapłanem.
 - Moje kondolencje, drogie dziecko. - powiedział, gdy byli już sami. - Twoi rodzice byli bardzo pobożnymi ludźmi. Wciąż nie mogę uwierzyć, że przytrafiło im się coś tak okropnego.
Wakana milczała, patrząc w ziemię. Również nie potrafiła zrozumieć, dlaczego właśnie jej rodzina.
 - Ludzie plotkują, że w mieście grasuje morderca. - ciągnął dalej mężczyzna. - Ale powiedz mi, dziecko... to sprawka Youkai, prawda?
Zatrzymała się gwałtownie, przenosząc na niego przerażony wzrok. Skąd on...?
 - A jednak... - westchnął ciężko. - Od samego początku wiedziałem, że to one stoją za tym wszystkim.
 - Ale... - Wakana rozejrzała się dookoła, upewniając się, że nikt ich nie słyszy. - Skąd pan o tym wie?
Uśmiechnął się lekko, po czym powolnym krokiem ruszył w stronę świątyni.
 - Jestem Onmyoji z klanu Keikain. - odparł. - Jednym z moich zadań jest eliminowanie Youkai. To naprawdę wielki cud, że uszłaś z życiem.
 - Tak... - szepnęła cicho, patrząc w ziemię.
Mężczyzna widząc, że zranił jej uczucia chrząknął cicho, uśmiechając się po chwili.
 - Chodźmy. Zapewne wszyscy czekają już na nas w świątyni.
Skinęła głową, odwzajemniając uśmiech, po czym ruszyła za nim. W niewielkiej, drewnianej świątyni znajdowała się spora grupa osób. Siedzieli na klęczkach, niektórzy modlili się w skupieniu, inni natomiast popłakiwali cicho, bądź ocierali załzawione oczy. Na niewielkim ołtarzu usnutym białą tkaniną leżały różne przedmioty kultu religijnego, służące do odprawiania modłów za zmarłych.
           Mężczyźni ubrani w czarne garnitury i kobiety w czarnych kimonach śledzili każdy postawiony przez dziewczynę krok. Wakana wyłapała kilka twarzy swoich kolegów i koleżanek z klasy, którzy kiwali do niej głowami. Nie spodziewała się, że aż tyle ludzi przyjdzie pożegnać jej rodzinę. Uśmiechnęła się w duchu. Najwyraźniej dla wielu osób byli naprawdę ważni.
           Kapłan zatrzymał się przed ołtarzem, obok którego stały trzy trumny. Nastolatka zajęła miejsce przy siedzącej na przodzie Natsuhi i Kyoyi, którzy uśmiechnęli się do niej w milczeniu. Wiedziała jednak doskonale, że są wymuszane. Westchnęła cicho, po czym spojrzała na trzy czarno-białe portrety wiszące nad ołtarzem. Przepasane czarnymi przepaskami spowodowały, że łzy napłynęły jej do oczu. Nie była w stanie patrzeć na te radośnie uśmiechnięte twarze jej matki, ojca i brata. Spuściła wzrok, ściskając mocno drżącymi dłońmi materiał czarnego kimona.


           Modlitwa za zmarłych trwała dobre półtorej godziny. Około piętnastu ubranych żałobnie mężczyzn zabrało trzy trumny ze świętego miejsca i skierowało się razem z zebranymi na pobliski cmentarz. Słońce wciąż radośnie świeciło na błękitnym niebie, ani trochę nie pasując do dzisiejszego wydarzenia.
           Wakana szła posępnie za niosącymi trumny mężczyznami, co jakiś czas zerkając przez ramię za siebie.
 - Za dużo smutnych twarzy... - pomyślała. - Nie lubię, gdy ktoś jest tak nieszczęśliwy.
Chociaż logiczne było, że na pogrzebach nigdy nie ma żartów i śmiechów, Wakana czuła, że serce ściska jej się przez to wszystko. Ponownie utkwiła wzrok przed sobą, po chwili zdając sobie sprawę, że znajdują się na cmentarzu. Nie lubiła tego miejsca. Tyle smutnych i zimnych nagrobków, tyle zmarłych ludzi. Kolorowe kwiaty i wieńce spoczywały nieruchomo przy szarych nagrobkach, symbolizując pamięć o zmarłej i spoczywającej tu osobie.
           Po chwili marszu mężczyźni zatrzymali się, a nastolatka ledwo uniknęła zderzenia z nimi. Znajdujące się przed nimi trzy dwumetrowe doły tylko czekały na pochłonięcie kolejnych zmarłych. Kapłan odmówił jeszcze krótką modlitwę, po czym jedyna rodzina Wakany została ostrożnie spuszczona na linach na dno głębokich dołów. Ludzie zaczęli pojedynczo podchodzić i rzucać kwiaty na ciemne trumny. Wakana uczyniła to jako ostatnia, z trudem powstrzymując łzy. Odwróciła się na pięcie, zasłaniając usta dłonią. W tym samym czasie mężczyźni chwycili za łopaty, zabierając się za zakopywanie dołów.
           Dziewczyna spuściła głowę, czując że jej ciało drży. Natsuhi z bólem podeszła do przyjaciółki, mocno ją przytulając.
 - Możesz płakać, Wakana-chan. Nie powstrzymuj się.
Ta jednak pokręciła przecząco głową.
 - Nie, Natsuhi-chan. Nie będę już płakać. Teraz postaram się żyć normalnie dalej.
Nic na to nie odpowiedziała, sama ledwo powstrzymywała łzy. Nawet w takiej sytuacji Wakana była silna. Podziwiała ją za to. Kilka minut później ceremonia dobiegła końca. Wszyscy składali jeszcze wyrazy współczucia i Wakana naprawdę to doceniała. Wiedziała jednak, że ci wszyscy ludzie zaraz powrócą do swoich domów i będą żyć szczęśliwie ze swoją rodziną. Też tak chciała. Pragnęła tego. Zamierzała tak żyć, mimo tych wszystkich strasznych wydarzeń.
 - Zostać z tobą, Wakana-chan? - spytała Natsuhi, gdy nikogo już przy nich nie było.
 - Nie musisz, Natsuhi-chan. - odparła z uśmiechem. - Wracaj do domu.
 - Ale...
 - Naprawdę. Teraz już sobie poradzę.
Zielonooka wahała się przez chwilę, po czym ruszyła w stronę domu. Wakana została sama. Tak przynajmniej myślała. Po dłuższej chwili samotnego wpatrywania się w kamienny nagrobek z nazwiskiem swojej rodziny poczuła, jak ktoś zatrzymuje się przy niej. Spojrzała w bok, po chwili spotykając się wzrokowo z Rihan'em. Na jej twarzy wymalowało się wyraźne zaskoczenie, które spowodowało, że czarnowłosy uśmiechnął się lekko.
 - Co ty tutaj robisz, Rihan-sama? - spytała nastolatka, z powrotem przenosząc wzrok na nagrobek.
 - Przyszedłem po ciebie. - odparł. - Jak się czujesz?
 - Nie musisz się o mnie martwić. - powiedziała.
 - Rozmawialiśmy już o tym, pamiętasz? Poza tym - Uśmiechnął się szerzej. - Nie tylko ty robisz wszystko z własnej woli.
Uśmiechnęła się, ledwo powstrzymując śmiech.
 - Zawsze musisz postawić na swoim, prawda? - spytała z lekką nutą rozbawienia.
 - To twoim zdaniem źle? - spytał z chytrym uśmiechem.
 - Rihan-sama! Przedrzeźniasz mnie?
 - Skądże. - odparł niewinnie. - Wracamy do domu?
Ostatni raz spojrzała na nagrobek, wciąż się uśmiechając.
 - Tak. - odparła, przymykając powieki. - Do domu.
Odwróciła się, po chwili spotykając się z zaskoczonym wzrokiem Natsuhi. Dziewczyny stały przez chwilę w miejscu, wpatrując się w siebie w milczeniu. Nagle zielonooka przeniosła wzrok na Rihan'a.
 - Wakana-chan... kim on jest? - szepnęła, wciąż patrząc na mężczyznę. - Kim jest ten mężczyzna?



*omuraisu - japońskie danie składające się z omletu ze smażonym ryżem.
**yaki-udon - makaron mieszany m.in. z mięsem i warzywami.
***umeboshi - morele marynowane w soli, barwione na kolor czerwony przy użyciu shiso.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz