-->

piątek, 7 grudnia 2012

|11|. Litr Łez

         
           Wakana w milczeniu opuściła posterunek policji. Załatwiła już wszystkie niezbędne sprawy dotyczące pogrzebu, które spowodowały, że czuła się jeszcze gorzej niż dotychczas. Westchnęła cicho, patrząc w ziemię. Nic już nie będzie takie jak dawniej. Policja spytała ją nawet, czy chce zobaczyć ciała swojej rodziny, na co się nie zgodziła. Nie chciała. Nawet powrót do szkoły nie odciągnął jej od tych strasznych wspomnień. Po dłuższej chwili zamyślonej wędrówki poczuła, że zderza się z kimś.
 - Ach, najmocniej przepraszam! - powiedziała szybko, kłaniając się nisko w przepraszającym geście.
 - Hoshimura? - spytał zaskoczony głos. - Co ty tutaj robisz?
Zaskoczona wyprostowała się, a jej oczy spoczęły na twarzy wysokiego bruneta o brązowych oczach. Patrzył na nią z wyraźnym zaskoczeniem, na co ona zarumieniła się lekko.
 - Matsuyama-kun? S-Spytałabym o to samo.
 - Właśnie idę zanieść ojcu lunch. - odparł, podnosząc lekko w górę papierową torbę. - Widzę, że właśnie od niego wracasz.
Skinęła lekko głową, patrząc w ziemię.
 - Słyszałem o wszystkim. - powiedział chłopak po chwili milczenia. - Naprawdę bardzo mi przykro, Hoshimura. Dla mnie to również ciężkie, w końcu twój brat był moim najlepszym przyjacielem.
Milczała, wciąż patrząc w podłoże. Nagle poczuła, jak chłopak mocno przytula ją do siebie. Zarumieniła się gwałtownie, mrugając powiekami kilka razy.
 - Wszystko będzie dobrze, Hoshimura. - szepnął. - Wiedz, że nie jesteś sama.
Objęła go delikatnie, czując że serce wali jej jak młot. Czuła takie przyjemne uczucie. Uśmiechnęła się lekko.
 - Wiem. - szepnęła. - Dziękuję.
Puścił ją ze swoich objęć, uśmiechając się do niej. Odwzajemniła uśmiech. Po chwili do ich uszu dobiegł dźwięk zegara na głównym rynku, który wybił godzinę 16:30. Wakanę momentalnie ogarnęła rozpacz i przerażenie.
 - Już tak późno?! Jestem spóźniona! - powiedziała spanikowana, szybkim krokiem ruszając przed siebie. - Do zobaczenia, Matsuyama-kun!
Wbiegła do parku, uważnie skupiając się na drodze przed sobą.
 - Już ta godzina?! Niemożliwe! Rihan-sama będzie bardzo zły! - mówiła do siebie zrozpaczona, próbując równomiernie oddychać.
Po kilku minutach męczącego biegu zatrzymała się, opierając dłonie o kolana. Nie należała do osób sprawnych fizycznie, czego szczerze żałowała. Już chciała ponownie ruszyć przed siebie, lecz przed oczami mignęły jej czarne pióra i rozłożyste skrzydła. Gwałtownie odskoczyła do tyłu, łapiąc się za serce.
 - Wakana-san! - zawołał z wyraźną ulgą czarnowłosy chłopak. - Wszędzie cię szukam!
 - K-Kuromaru-sama? - spytała zaskoczona. - Co tu robisz?
 - Szukam cię już prawie dwie godziny. Rihan-sama powiedział, że miałaś wrócić o trzeciej.
 - Czy...Czy jest bardzo zły? - spytała z lekkim strachem.
Kuromaru rozglądał się co chwilę, upewniając się że nikt go nie widzi.
 - Tak, był trochę podenerwowany. - odparł. - Chciał nawet wysłać cały pochód na twoje poszukiwania.
 - Ach, naprawdę przepraszam! - powiedziała zrozpaczonym głosem, kłaniając się nisko. - Musiałam pozałatwiać pewne ważne sprawy!
Chłopak uśmiechnął się lekko.
 - To nie mnie przepraszaj. - powiedział. - Rihan-sama naprawdę się o ciebie martwi.
Lekki rumieniec oblał jej policzki. Odwróciła wzrok. Dlaczego Rihan tak się o nią troszczy? W odpowiedzi na to pytanie poczuła przyjemne uczucie radości w sercu. To było naprawdę miłe z jego strony.
 - Wracajmy, Wakana-san. - powiedział Kuromaru, na co ona tylko skinęła głową.
Wziął ją na ręce, po czym wzbił się w powietrze, pozostawiając za sobą kilka czarnych piór.
 - Mam nadzieję, że nie masz lęku wysokości. - powiedział po krótkiej chwili lotu, lecz blada twarz nastolatki mówiła sama za siebie. - Och... nie martw się, zaraz będziemy na miejscu.
Skinęła głową, mocno zaciskając powieki. Nie próbowała nawet spojrzeć  w dół, sama domyślała się, że są potwornie wysoko. Po kilku minutach poczuła, że lecą w dół, co spowodowało że jeszcze mocniej ścisnęła powieki. Poczuła szczerą ulgę dopiero wtedy, gdy Kuromaru postawił ją na twardym gruncie. Słońce już prawie zaszło, rzucając jeszcze pojedyncze promienie na opustoszałą posiadłość Nura.
           Nagle drzwi rozsunęły się z głośnym trzaskiem i pośpiesznie stanął w nich Rihan.
 - Wakana! - szybko podszedł do dziewczyny, która odsunęła się o krok.
Po jego nieszczególnym wyrazie twarzy wywnioskowała, że to nie będzie miła rozmowa.
 - Ri-Rihan-sama, ja... - zaczęła niepewnie.
 - Milcz! - przerwał jej, co spowodowało, że drgnęła. - Wakana, coś mi obiecałaś, pamiętasz?! Że będziesz na siebie uważać! Nie lubię, gdy ktoś nie dotrzymuje obietnic!
 - A-Ale przecież nic się nie stało... - odparła ze łzami w oczach.
 - Nic się nie stało?! Wakana, czy ty wciąż nie rozumiesz, w jakieś sytuacji się znajdujesz?! Youkai wciąż krążą po okolicy, głupia, a ty...! A ty...!
 - A ty obściskujesz się z jakimś chłopakiem w drugim końcu miasta. - wtrącił Kuromaru, widząc jak jego pan nie można znaleźć odpowiedniego słowa.
Hanyou otworzył usta z niedowierzaniem, patrząc na zarumienioną twarz Wakany.
 - C-Co robiłaś...?
 - To nie tak, jak się wydaje! - zaprzeczyła szybko, machając nerwowo rękami. - Matsuyama-kun przytulił mnie w przyjacielskim geście!
Żyłka nad brwią czarnowłosego zapulsowała nerwowo.
 - Kim jest ten chłopak?
 - Moim przyjacielem. - odparła szybko, patrząc w bok.
 - Nie patrzysz na mnie. - powiedział, mając w głowie różnego rodzaju myśli.
 - To tylko mój przyjaciel! - prawie krzyknęła mu w twarz, mając łzy w oczach.
 - A od kiedy to przyjaciele obściskują się w samym środku miasta?! - wybuchnął.
 - Przecież mówię, że to był tylko przyjacielski gest! Rihan-sama, jak tak można! Jak możesz mnie tak oceniać?! - krzyknęła zrozpaczona, a łzy popłynęły po jej policzkach. - Przyjaciele zawsze sobie wierzą! Nie jesteś już moim przyjacielem?!
To było uderzenie poniżej pasa. Nie spodziewał się, że rozmowa zmieni się w aż tak burzliwą. Musi to szybko złagodzić, nie chciał, żeby Wakana zmieniła o nim zdanie.
 - O czym ty mówisz, głupia. - powiedział, próbując się uśmiechnąć. - Jak możesz mówić coś tak absurdalnego?
Odwróciła wzrok, ściskając mocno szkolną teczkę.
 - Przepraszam, Rihan-sama. - szepnęła. - Nie bierz tego do siebie.
Szybko go minęła, znikając po chwili za drzwiami domu Nura.
 - Och, Wakana-chan, już jesteś... - Kejoro przerwała, widząc jak dziewczyna szybko ociera łzy. - W-Wakana-chan...?
Nastolatka minęła ją szybko, idąc w stronę swojego pokoju, którego nie opuściła do samej kolacji.


           Wakana otarła łzy, patrząc w lustro. Co się z nią dzieje? Przecież obiecała sobie, że wróci do normalnego życia i postara się żyć tak jak dawniej. W takim razie dlaczego czuła się tak okropnie? Spuściła wzrok. To wszystko było o wiele trudniejsze niż myślała. Nie chciała, żeby przyjaciele patrzyli na nią z tym żalem i współczuciem, tak jakby była inna niż oni. Przyciągnęła kolana do siebie, po chwili obejmując je ramionami. Oparła się o ścianę, płacząc cicho. A wszystko szło przecież w dobrym kierunku. Dlaczego tak drastycznie się zmieniło? Jutro pogrzeb jej rodziny. Nigdy, ale to przenigdy nie sądziła, że będzie zmuszona pochować ich tak wcześnie. A Sato? Był od niej starszy zaledwie o rok, było przed nim całe życie. A teraz nie ma przy niej nikogo. Opuściła ją mama, tata i ukochany starszy brat. Została sama... całkiem sama...
 - Wakana... - nagle usłyszała za swoimi plecami głos pełen żalu i współczucia.
Nienawidziła tego. Dlaczego wszyscy patrzą i mówią do niej w ten sam sposób? Spojrzała pustym wzrokiem w lustro wiszące naprzeciw. Zobaczyła w nim odbicie Rihan'a, który stał za nią. W jego oczach nie dostrzegała jednak tych uczuć w stosunku do niej, które widziała w oczach swoich przyjaciół. W oczach mężczyzny widziała ten sam spokój i ciepło co zawsze, jednak po chwili zdała sobie sprawę, że gości tam również smutek. Czarnowłosy powoli wyciągnął w jej stronę dłoń, czym przerwał rozmyślenia dziewczyny.
 - Zostaw mnie. - szepnęła, zwijając się w kłębek. - Nie chce niczyjej litości.
Cofnął dłoń, wciąż patrząc na dziewczynę.
 - Przecież nie mam zamiaru się nad tobą litować. - powiedział po chwili milczenia.
Drgnęła lekko, będąc lekko zaskoczona jego słowami. Rihan usiadł obok niej, patrząc w lustro.
 - Możesz mi nie wierzyć, ale wiem co czujesz. - powiedział spokojnie, nie zmieniając swojego nastawienia. - Staruszek przeżył to jeszcze gorzej niż ja, chociaż jego godność nigdy nie pozwoli mu się do tego przyznać.
Zamilkł na chwilę, patrząc jak Wakana powoli odwraca głowę w jego stronę. Nic jednak nie powiedziała. Uśmiechnął się lekko, ponownie przenosząc wzrok na lustro.
 - Moja mama odeszła już bardzo dawno temu. - powiedział, a kącik jego ust drgnął lekko. - Jednak wciąż pamiętam jej dobroć w stosunku do innych, tą bezinteresowność. Była naprawdę wspaniała, zawsze mówiłem jej, żeby przyrzekła że zawsze będzie ze mną - odgarnął włosy z czoła, a uśmiech wciąż gościł na jego twarzy. - Nigdy nie chciałem pogodzić się z tym, że kiedyś będzie musiała odejść. Chciałem zatrzymać te wszystkie najlepsze chwile z nią spędzone. Niestety, czas płynął jak woda i nim się spostrzegłem, mamy już nie było.
Wakana patrzyła na niego z wyraźnym zaskoczeniem. Po raz pierwszy Rihan opowiedział jej o swojej matce. To było naprawdę smutne, że nie mogła zawsze być przy swoim synu. Niestety, ludzie rodzą się i umierają. W przeciwnym wypadku ten świat byłby zbyt mały.
 - Jak miała na imię twoja mama? - spytała.
 - Yohime. - odparł krótko, przenosząc na nią wzrok.
 - Musiała być piękną kobietą.
 - Tak, była piękna. A skąd to wywnioskowałaś? - chytry uśmiech zagościł na jego twarzy.
Zarumieniła się gwałtownie, ponownie odwracając wzrok.
 - D-Domyślam się. - szepnęła cicho.
 - Hm, domyślasz się. - odparł, kiwając głową. - Rozumiem o czym mówisz, nie musisz się wstydzić.
Poczerwieniała jeszcze bardziej, czując nagły przypływ gorąca. Rihan zawsze potrafił zmienić atmosferę na lepszą, odciągnąć ją od tej szarej rzeczywistości. Uśmiechnęła się, ocierając zbierające się w jej oczach łzy radości. Mężczyzna również się uśmiechnął, widząc że wreszcie udało mu się choć trochę podnieść ją na duchu.
 - Jesteś prawdziwym przyjacielem, Rihan-sama. - powiedziała, ciągle ocierając łzy. - Jak mogłam w to wątpić?
Położył dłoń na jej głowie, po czym potargał jej włosy.
 - Och, Wakana. - szepnął. - Nigdy nie przestaniesz mnie zadziwiać.
Tymczasem stojący za drzwiami Nurarihyon, Kejoro, Kubinashi i Karasu Tengu wstrzymali na chwilę oddechy, lekko rozsuwając drzwi.
 - Od samego początku wiedziałam, że coś z tego będzie! - powiedziała cicho z podekscytowaniem Kejoro, bardziej przybliżając twarz do drzwi. - Rihan-sama już dawno nie był taki szczęśliwy!
 - To prawda, ta dziewczyna działa na niego bardzo pozytywnie, ale żeby zaraz wyciągać takie wnioski... - odparł równie cicho Kubinashi, głęboko się nad czymś zastanawiając. - Naprawdę myślisz, że Rihan-sama mógłby jeszcze raz obdarzyć drugą osobę takim samym uczuciem, jak panienkę Yamabuki?
Nurarihyon odsunął się od drzwi, przyciągając na siebie zaskoczone spojrzenia Youkai.
 - To już zależy od niego, Kubinashi. - powiedział po chwili dłuższego milczenia. - Nie mieszajmy się w jego życie. Jest wystarczająco dojrzały, by sam podjął decyzję.
Odwrócił się na pięcie, powolnym krokiem ruszając przed siebie. Wziął ręce za siebie, zamykając na chwilę powieki.
 - Jesteś gotów zaryzykować raz jeszcze, Rihan? - spytał w myślach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz