30 lipca 1996 r.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, żegnając się z ostatnim, ciepłym dniem lipca. Grupki uczniów szybko kierowały się w stronę swoich domów, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym, rodzinnym gronie.
Wakana westchnęła cicho, patrząc z utęsknieniem na młodzież w różnorodnych mundurkach. Poskładała staranie ostatnie kimono, po czym włożyła je do kosza pełnego prania. Ciepłe promienie słońca oświetlały siedzibę klanu Nura, która teraz wydawała się cicha i spokojna. Większość Youkai przygotowywała się do nocnego patrolu, inne zaś znajdowały ukojenie w innych czynnościach. Nastolatka postawiła kosz w przedpokoju, powolnym krokiem udając się w stronę kuchni. Pogrążona w swoich myślach, nie zauważyła nawet mijającego ją Rihan'a, który zaskoczony zatrzymał się. Obserwował, jak dziewczyna znika wewnątrz pomieszczenia, nawet go nie zauważając. Mężczyzna udał się w stronę kuchni, po chwili zatrzymując się w progu. Spojrzał na odwróconą do niego tyłem Wakanę. Zmywała naczynia, co jakiś czas zerkając przez okno znajdujące się naprzeciw niej. Wyciągnęła mokry talerz z wody, by po chwili starannie wysuszyć go ręcznikiem. Położyła go na półce obok, nawet go nie tłucząc. Czarnowłosy cofnął się o kilka kroków, po czym odwrócił się, wpadając po chwili wprost na Kejoro.
- Och, wybacz, Rihan-sama. - powiedziała.
- Nie, to moja wina. - odparł, cały czas patrząc w stronę kuchni. - Kejoro... nie wiesz co dzieje się z Wakaną? Jest taka... nienaturalnie cicha.
Kobieta westchnęła cicho, odgarniając długą grzywkę z twarzy.
- Też to zauważyłam - powiedziała. - Cały czas wpatruje się w okno, jakby za czymś tęskniła.
- Eh? Myślisz, że źle się tutaj czuje? - spytał zaskoczony, przenosząc wzrok na nią.
Ta pokręciła przecząco głową.
- Raczej nie. Może powinieneś z nią porozmawiać?
- Co? Dlaczego ja? W ogóle nie potrafię zrozumieć kobiet. Ty z nią porozmawiaj.
- Przykro mi, Rihan-sama, zaraz wychodzę na patrol. - odparła z lekkim uśmiechem. - Wrócę późno w nocy, może nawet nad ranem.
- Ty znasz ją najlepiej z nas wszystkich - Z cienia wyszła uśmiechnięta Yuki Onna, zakrywając sobie usta rękawem śnieżnobiałego kimona. - Tobie najbardziej ufa.
Mężczyzna patrzył podejrzliwie na kobiety, milcząc przez dłuższą chwilę.
- Zaraz, zaraz, wy mnie w coś wrabiacie. - powiedział, nie spuszczając z nich wzroku.
- Eh? Skąd taki pomysł wpadł ci do głowy? - Kejoro była wyraźnie zaskoczona jego postawą. - Po prostu martwię się o Wakanę-chan. Ale cóż, zrobisz jak uważasz. Chodźmy, Tsurara - zwróciła się do Yuki Onny. - Zaraz wyruszamy na patrol.
Youkai zniknęły po chwili za zakrętem korytarza, zostawiając czarnowłosego samego. Rihan spojrzał ponownie w stronę kuchni, wzdychając. Nie chciał widzieć Wakany przygnębionej, więc chyba nie miał wyjścia. Wszedł do pomieszczenia, po chwili opierając się o jedną z kuchennych szafek. Wakana kończyła zmywać pozostałe naczynia, wciąż patrząc z utęsknieniem w okno.
- Coś cię gnębi, Wakana? - spytał Rihan, co spowodowało że drgnęła lekko.
Odwróciła się w jego stronę, uśmiechając się ciepło.
- Ależ skąd, Rihan-sama.
- Kłamiesz. - powiedział stanowczo, podchodząc do niej. - Powiedz prawdę.
Spuściła wzrok, nie chcąc patrzeć mu w oczy. Nie chciała obarczać go swoimi problemami, kiedy on posiadał swoje.
- Spójrz na mnie, Wakana. - szepnął.
Niepewnie wykonała jego prośbę. Mężczyzna dostrzegał w jej oczach niepewność i tęsknotę, która mieszała się ze smutkiem.
- Źle się tutaj czujesz? - spytał.
Pokręciła przecząco głową, na co poczuł lekką ulgę.
- W takim razie o co chodzi?
Milczała przez chwilę, nie wiedząc jak to wszystko zacząć.
- Ja... chciałabym wrócić do normalnego życia. - powiedziała, patrząc w ziemię.
- Eh?
- Chcę, żeby było tak jak dawniej - spojrzała w okno z lekkim uśmiechem. - Muszę w końcu uświadomić sobie, że nie ma już mamy, taty i Sato oraz pomyśleć, co robić dalej. - przerwała na chwilę, ponownie patrząc Rihan'owi w oczy. - Chcę wrócić do szkoły i uczyć się dalej.
Czarnowłosy patrzył na nią z lekko uchylonymi ustami. Z jednej strony podzielał jej decyzję, ale...
- Wakana... zdajesz sobie sprawę, w jakiej sytuacji się znajdujesz? To naprawdę ryzykowne.
Milczała przez chwilę, jakby przemyślała swoje postanowienie. Odwróciła wzrok, zaciskając dłonie w pięści.
- Wiem. - odparła krótko. - Lecz nie mam zamiaru żyć jak ptak zamknięty w klatce. Nie zamierzam zmienić swojej decyzji. Proszę! - spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, składając ręce jak do modlitwy. - Pozwól mi wrócić do szkoły, Rihan-sama! Chociaż ukończyć ten rok!
Patrzył w milczeniu w jej brązowe oczy, w których zaczęły gromadzić się łzy. Podrapał się po głowie z wyraźnym zakłopotaniem, po chwili wzdychając cicho. Pewnie tego pożałuje...
- No dobrze, zgadzam się. Możesz wrócić do szkoły.
Na ustach Wakany od razu zagościł radosny uśmiech, jak u dziecka, które dostało wymarzoną zabawkę. Rzuciła się mężczyźnie na szyję, na co on ledwo utrzymał równowagę.
- Och, dziękuje, dziękuje, Rihan-sama! Jesteś naprawdę kochany!
- Spokojnie, Wakana. - powiedział ze śmiechem. - Nie sądziłem, że sprawi ci to tyle radości.
Uśmiechnęła się szerzej, po czym z radością wróciła do przerwanej pracy. Rihan uśmiechnął się lekko. Tak było o wiele lepiej. Gdy widział ją radosną i uśmiechniętą, gdy czuł tą bijącą od niej radość. Nie był jednak pewny, czy podjął właściwą decyzję. A jeśli Yanagida właśnie na to czekał? Spuścił wzrok. Co się z nim dzieje? Zawsze bronił ludzi, lecz czemu tak bardzo zależało mu na bezpieczeństwu Wakany?
- Nie martw się, Rihan-sama. - powiedziała z uśmiechem nastolatka, co spowodowało, że spojrzał na nią - Będę na siebie uważać. Nie będę postępowała już tak lekkomyślnie.
- Trzymam cię za słowo - odparł po chwili milczenia, patrząc w okno.
- Pierwszy sierpnia! - powiedziała radośnie Wakana, poprawiając przed lustrem kołnierzyk swojej białej bluzki. - Nareszcie zobaczę Natsuhi-chan!
Wzięła swoją czarną teczkę i drugie śniadanie, po czym skierowała w stronę drzwi wejściowych.
- Wrócę około trzeciej! - zawołała, po czym nie czekając na żadną odpowiedź, wybiegła na dwór.
Ciepły wiaterek lekko rozwiał jej krótkie włosy, a ciepłe promienie słońca rozjaśniły jej radosną twarz. Wciągnęła do płuc świeże powietrze, po czym z uśmiechem na ustach opuściła kwaterę klanu Nura. Po drodze rozglądała się dookoła, tak jakby była w Ukiyoe po raz pierwszy w życiu. Zatrzymała się na chwilę przy parku, przypominając sobie pierwsze spotkanie z Yanagidą. Spuściła wzrok. Była zbyt lekkomyślna.
- Hoshimura-san! - z rozmyśleń wyrwał ją dobrze znajomy głos, w którym słyszała mieszaninę wielkiej radości i niedowierzania. - Hoshimura-san!
Odwróciła się gwałtownie za siebie, po chwili dostrzegając dziwnie znajomego chłopaka, który biegłw jej stronę.
- Kyoya-kun! - zawołała radośnie, machając do niego ręką.
Chłopak, gdy tylko do niej dobiegł, mocno przytulił ją do siebie, tak że z trudnością łapała oddech.
- Nic ci nie jest, Hoshimura-san! Słyszałem o wszystkim w telewizji! Już myślałem, że ty również...! Ach, dobrze że jesteś cała i zdrowa!
- Kyoya-kun... zaraz mnie udusisz... - szepnęła.
- Och, przepraszam! - szybko wypuścił ją ze swoich objęć. - Chodźmy! Nawet nie wiesz, jak się cieszę!
- Widzę, widzę... - Dziewczyna próbowała uspokoić przyjaciela, chociaż dobrze wiedziała, że bezskutecznie.
Kyoya chwycił ją za nadgarstek, po czym szybko ruszył w stronę szkoły.
- Niech tylko pozostali cię zobaczą! - zawołał radośnie.
- Zwolnij, Kyoya-kun ~ !
- Ha! Nie uwierzycie! - czarnowłosy wbiegł do klasy z szerokim uśmiechem na ustach. - Słuchajcie!
Wszystkie spojrzenia spoczęły na nim, acz niechętnie.
- Co jest, Kyoya? Spotkałeś po drodze jakiegoś Youkai? - prychnęła Natsuhi, patrząc ze znudzeniem w okno.
- Kogoś znacznie lepszego moja droga! - odparł. - Patrzcie, kogo wam przyprowadziłem!
Do klasy weszła lekko speszona Wakana, patrząc niepewnie na przerażonych uczniów.
- Wakana-san?! - krzyknęli z niedowierzaniem, na co Natsuhi drgnęła gwałtownie.
- Wakana-chan! - szybko podniosła się z miejsca, po chwili przytulając się do przyjaciółki. - To naprawdę ty?
Pozostali uczniowie okrążyli ją wąskim kołem, z wyjątkiem Rosy i jej przyjaciółek, które lustrowały ją kpiącym spojrzeniem.
- Słyszeliśmy o wszystkim w telewizji. - powiedziała Mutou. - Ogromnie nam przykro, Wakana-chan! Myślałam, że ty również... - przerwała. - Co działo się z tobą przez cały ten czas?
Drgnęła. Powinna powiedzieć wszystkim prawdę? Nie, oczywiście, że nie! Po pierwsze nikt by jej nie uwierzył, a po drugie - nie powinna zdradzać tej tajemnicy.
- Ja... - zaczęła, nie mając pojęcia jak odpowiedzieć.
- U każdego z nas była policja i wypytywała o ciebie. Twoich rodziców i brata zabrali ze sobą, chcąc... - czarnowłosa dziewczyna przerwała i spojrzała w ziemię. - Powiedzieli, że to kolejny przypadek takiego morderstwa w Ukiyoe. Podobno... to sprawka Youkai...
- Przestań, Yomi! - uciszyła ją Natsuhi. - Youkai nie istnieją! A ty nawet się nie odzywaj, Kyoya! - powiedziała do chłopaka, który już otworzył usta z zamiarem zaprotestowania.
Wszyscy zamilkli, nie patrząc na Wakanę, która lustrowała ich twarze. Wciąż było to strasznie ciężkie, chociaż mówiła sobie w duchu, że najwyższy czas się z tym pogodzić. Jej rodzina nie wróci, a ona - jako ostatnia jej członkini - powinna się usamodzielnić i myśleć jak dorosły człowiek.
- A kiedy... był pogrzeb? - spytała po chwili krępującego milczenia.
- Nie było pogrzebu. - odparła blondwłosa dziewczyna o niebieskich oczach. - Policja zabrała ciała twojej rodziny do analizy, chcąc w ten sposób ruszyć z tą sprawą. Musisz się do nich zgłosić, jesteś ostatnim członkiem rodziny.
- Yui, wykaż choć trochę współczucia! - powiedziała gorzko Natsuhi, patrząc na nią z wyrzutem.
Dziewczyna zmieszała się lekko, po chwili zakrywając twarz dłonią.
- Przepraszam, Wakana-san. - szepnęła. - To takie niesprawiedliwe.
Wakana uśmiechnęła się po chwili, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Nie martw się, Yui-chan. - powiedziała. - Nie chcę, żeby ktoś przejmował się moimi problemami. Traktujcie mnie tak, jak do tej pory. Poradzę sobie z tym wszystkim.
W oczach Yui, Natsuhi i Yomi pojawiły się łzy. Nie mogły uwierzyć, że potrafiła znieść taką tragedię. Los odebrał jej wszystko co kochała, a ona po prostu podniosła się i ruszyła dalej przed siebie. Ich rozmyślenia przerwał dźwięk dzwonka, który rozniósł się po szkolnych korytarzach.
- Dobrze, przygotujmy się do lekcji. - Hoshimura z radosnym uśmiechem usiadła na swoim miejscu przy oknie.
Pozostali patrzyli na nią w milczeniu, wciąż nie mogąc uwierzyć, że ta delikatna i wrażliwa dziewczyna nie zmieniła swojej postawy. Wciąż była pełna radości i szczęścia, tak jak przed tragedią. Uśmiechnęli się do siebie, a kilka dziewcząt otarło łzy nagromadzone w oczach. Zajęli swoje miejsca z wewnętrzną radością. Natsuhi odwróciła się w stronę przyjaciółki, która skupiona była na studiowaniu poprzednich tematów lekcyjnych. W jej oczach nie dostrzegła nawet najmniejszego smutku czy cierpienia, co wywołało u niej wielki podziw. Wakana zawsze była niezwykła, ale teraz udowodniła jak bardzo. Nagle drzwi klasy otworzyły się i wkroczył do niej nauczyciel.
- Witam wszystkich w ten piękny, sierpniowy dzień. - powiedział. - Sierpień, coż to za wspaniały miesiąc!
Uczniowie westchnęli cicho. Tak to już jest, gdy uczy cię nauczyciel-romantyk i swoją lekcje rozpoczyna od takich właśnie dialogów. Mutou ponownie odwróciła się w stronę Wakany.
- Wiesz co? Jesteś naprawdę niezwykła. - powiedziała.
Ona uśmiechnęła się lekko, przenosząc wzrok na okno.
- Wiesz, ktoś niedawno powiedział mi to samo. - odparła z radością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz