-->

wtorek, 13 listopada 2012

|05|. Chora Dusza


           Wakana powoli otworzyła oczy, słysząc głośną dyskusję kilkunastu przekrzykujących się osób. Zmieniła pozycję na siedzącą, przecierając zmęczone powieki. Zegar wiszący na ścianie wskazywał godzinę 23:15.
  - Hm? Co tam się dzieje? - spytała zaspanym głosem, wstając.
Otworzyła ostrożnie drzwi, po chwili zdając sobie sprawę, że dyskusja jest jeszcze głośniejsza niż przedtem. Zaciekawiona, a zarazem lekko zaniepokojona, udała się korytarzem w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły hałasy.
 - Spokój! - krzyknął po raz kolejny Nurarihyon, jednak bez rezultatu - Zamknąć się!
Wszyscy momentalnie ucichli, skupiając wzrok na mężczyźnie.
 - No - mruknął - Zwołałem to zebranie, gdyż Hitotsume chciał poruszyć pewien temat.
 - Tak - Youkai wstał z miejsca i chrząknął cicho - Chodzi o tą ludzką kobietę, którą tu przyprowadziłeś!
Wakana drgnęła lekko, przybliżając się do lekko rozsuniętych drzwi.
 - Uważam, Nurarihyon-sama - ciągnął dalej, gdy poruszenie trochę ucichło - Że ona jak najszybciej powinna opuścić dom Nura!
Przez tłum przebiegł kolejny szum żywej dyskusji.
 - Zaraz! - zbulwersowana Kejoro podniosła się z miejsca - W czym przeszkadza ci Wakana-chan!?
 - Jest człowiekiem! To wystarczający powód, dla którego nie powinna przebywać wśród Youkai!
 - A Yohime-sama...!?
 - Kejoro - Nurarihyon gestem ręki rozkazał jej, żeby zamilkła - Niestety muszę zgodzić się z Hitotsume. To wciąż młoda dziewczyna.
 - Hej, hej - do rozmowy wtrącił się Rihan - Chcesz, żeby Wakana opuściła dom Nura po tym, co się stało? W Ukiyoe wciąż krążą Youkai. Co jeśli ponownie stanie się ich celem?
 - Zajmiemy się tym, lecz te wydarzenia nie upoważniają jej do pozostania tutaj! - prezes klanu Nura ponownie zabrał głos - Nie zmienię swojego zdania!
           Wakana cofnęła się o kilka kroków, patrząc w ziemię.
 - Rozumiem... - szepnęła - Zawadzam im tutaj.
Odwróciła się na pięcie i wróciła do "swojego" pokoju. Wzięła leżący na półce szkolny mundurek i szybko przebrała się w niego. Posprzątała po sobie, po czym w ciszy udała się w stronę wyjścia. Minęła salę obrad, z której wciąż dobiegała zawzięta dyskusja na jej temat. Rozsunęła drzwi wyjściowe, a chłodna fala powietrza uderzyła w jej twarz. Zwinnie zeskoczyła z werandy i udała się w stronę głównej bramy. Ciemność pochłaniała całą posiadłość Nura, lecz pojedyncze uliczne latarnie oświetlały niektóre części ogrodu. Przystanęła na chwilę, by ostatni raz spojrzeć na dom Nura. Mocno zacisnęła powieki, by powstrzymać łzy napływające do jej oczu.
 - Żegnaj, Rihan-sama - szepnęła cicho, po czym odwróciła się i zerwała do biegu.
Kappa wynurzył się z jeziorka, by po chwili zaskoczonym wzrokiem wędrować za zarysem postaci biegnącej w stronę bramy głównej. Po chwili zniknęła mu z oczu.


            - Czy ktoś z was ruszył swoją pustą głową i pomyślał, że Wakana jest jedyną ocalałą z tych wszystkich serii morderstw? - Rihan wciąż zachowywał spokój, lustrując wzrokiem wszystkich zebranych w pomieszczeniu.
 - Wiemy o tym, Rihan-sama - mruknął Hitotsume - Lecz co twoim zdaniem to zmienia?
Ten skrzyżował ręce na piersiach i uśmiechnął się pod nosem. Po chwili milczenia spojrzał spod długiej grzywki na podenerwowanego Youkai.
 - Czy to nie oczywiste? Widziała te Youkai - odparł - Możliwe, że wie kto za tym stoi.
Demony zaczęły szeptać między sobą, przyznając mu rację.
 - Właśnie... kto pociąga za sznurki? - spytał Nurarihyon.
 - Spokojnie, tatku. Dojdziemy do tego - odparł.
Hitotsume prychnął, ponownie wstając z miejsca.
 - To niech nam opowie, kto zamordował jej rodzinę - powiedział - Chociaż nie wiem, czy to w czymś pomoże.
 - Kejoro - dowódca spojrzał na kobietę - Przyprowadź Wakanę.
Youkai szybko wstała i udała się do pokoju nastolatki. To nie może się tak skończyć! Szczególnie po tym, co przeżyła ta dziewczyna. Dokąd się wtedy uda? Przyśpieszyła kroku.
 - Wakana-chan, Rihan-sama cię wzywa - powiedziała, rozsuwając drzwi.
W pomieszczeniu nie było jednak brązowowłosej. Wszystko było starannie poukładane, tak, jakby nigdy jej tu nie było. Źrenice Kejoro rozszerzyły się gwałtownie.
 - Nie... - szepnęła z niedowierzaniem - Czyżby ona...!?
Obeszła cały dom okrężną drogą, lecz nigdzie jej nie było. To mogło oznaczać tylko jedno - Wakana opuściła dom Nura.
 - Słyszała naszą rozmowę? - spytała w myślach, udając się z powrotem na zebranie.
Wpadła na salę jak oparzona, przyciągając na siebie zaskoczone spojrzenia Youkai.
 - Rihan-sama! - zawołała drżącym głosem - Nie ma jej! Wakana-chan opuściła dom Nura!
 - Co? - spytał z niedowierzaniem.
 - Youkai o tej porze są najbardziej aktywne - mówiła dalej - Ta dziewczyna jest w niebezpieczeństwie!
 - Sama spisała sobie taki los - powiedział beznamiętnie Hitotsume - To nie nasza sprawa!
 - Zamilcz, Hitotsume - mruknął Rihan, wstając i udając się w stronę wyjścia - Spokojnie, zaraz ją przyprowadzę.
Kubinashi i Kurotabo poderwali się z miejsca, kierując w jego stronę.
 - Rihan-sama, zostaw to nam - powiedział mnich - My możemy ją odnaleźć...
 - Nie - przerwał im - Wieczorny spacer dobrze mi zrobi. Wy po prostu czekajcie.
Nie czekając na żadną odpowiedź, opuścił pomieszczenie.


           Wakana kichnęła cicho, obejmując się ramionami.
 - Zimno... - szepnęła - To chyba pierwszy tak chłodny lipiec w historii...
Kichnęła ponownie, zasłaniając nos ręką. Skręciła w stronę parku. Uliczne latarnie oświetlały jej drogę oraz ciemny park, który o tej porze wydawał się naprawdę niebezpieczny. Wakana jednak nie zwróciła na to uwagi. Powoli szła wyłożoną jasną cegłą ścieżką. Po chwili jednak przystanęła, słysząc charakterystyczny dźwięk uderzających o ziemię kropel deszczu. Spojrzała w niebo, które teraz usnute było ciemnymi chmurami.
 - Nie... - jęknęła - Jeszcze tego brakowało.
Zimne krople zaczęły moczyć jej ubranie i włosy. Westchnęła cicho, po czym dalej ruszyła przed siebie. Wysokie drzewa szumiały razem z wiatrem, który znacznie przybrał na sile. Nastolatka stanęła pod jednym ze starych dębów, odgarniając mokre włosy z czoła. Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Sama była zdziwiona, że jej dusza czuła taki ogromny smutek. Uśmiechnęła się lekko.
 - Dlaczego płaczę? - spytała ze śmiechem, ocierając łzy - Przecież to nie ma sensu.
Przetarła powieki kilka razy, po czym ruszył przed siebie. Po kilku krokach jej stopa zahaczyła jednak o szparę między cegłami, co spowodowało, że straciła równowagę i upadła. Leżała twarzą do ziemi jeszcze przez dłuższą chwilę. Podniosła się na klęczki. Jej bluzka była cała mokra, to samo tyczyło się reszty jej garderoby. Patrzyła pustym wzrokiem w wilgotny chodnik, nie zwracając już najmniejszej uwagi na deszcz. Po chwili syknęła z bólu, czując okropne pieczenie lewego kolana. Przyciągnęła je do siebie. Mały strumyk ciemnej krwi zaczął spływać po jej łydce. Na jej kolanie widniało małe, lecz głębokie rozdarcie, a krew pulsowała z niego energicznie. Syknęła pod nosem, coraz bardziej odczuwając ból.
           Nagle światło padającej na nią latarni zostało przysłonięte przez ciemny zarys postaci. Wakana uniosła wzrok w górę i pierwsze co zobaczyła to zarys wysokiego mężczyzny. Uliczne światło po chwili oświetliło również jego. Mężczyzna o nieprzeciętnej urodzie patrzył na nią uważnie zielono-złotymi tęczówkami. Jego krótkie blond włosy, które od spodu posiadały czarną barwę, były doszczętnie przemoczone. Woda spływała również po jego długim, białym kimonie i zarzuconym na nie ciemnofioletowym haori*. Wakana przyglądała mu się z zaciekawieniem, nie mrugając powiekami ani razu. Na ustach mężczyzny pojawił się lekki uśmiech.
 - Biedactwo - powiedział z żalem, klękając przy niej na jedno kolano - Co taka młoda i ładna panienka robi tu sama o tak później porze?
 - Ja... - szepnęła - Ja tylko chciałam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
 - Ach tak? - spytał ze śmiechem - Nie powinnaś wracać do domu? O tej porze... - przymrużył powieki z szerokim uśmiechem - Czai się tu wiele niebezpieczeństw.
 - Nie mam dokąd wracać - szepnęła - Cała moja rodzina została zamordowana.
Po wypowiedzeniu tego zdania zakryła sobie usta dłonią.
 - Och, chyba nie powinnam była tego mówić.
 - Więc... zostałaś sama, tak?
Skinęła lekko głową, nie patrząc na niego. Blondyn wyciągnął do niej dłoń, wstając. Spojrzała na niego, po czym uśmiechnęła się. Uścisnęła jego dłoń i wstała przy jego pomocy. Syknęła z bólu, gwałtownie zginając kolano.
 - Wszystko w porządku? - spytał.
 - T-Tak, dziękuje. Ja... chyba powinnam już iść...
Ukłoniła się nisko, po czym odwróciła się. Kulejąc, udała się w kierunku wyjścia z parku. Nie wiedziała, czy powinna ufać temu mężczyźnie. Trzeba szybko opuścić to miejsce. Mocny uścisk za nadgarstek zatrzymał ją. Spojrzała zaskoczona przez ramię na mężczyznę, który patrzył w ziemię.
 - Gdzie się wybierasz... Hoshimura-san? - spytał z szerokim uśmiechem.
 - Eh? Chwila, skąd wiesz, jak się nazywam? Nie przedstawiłam się...
Czerwony błysk jego tęczówek błysnął w ciemności, uważnie patrząc na nią.
 - Jak to jest być... jedyną ocalałą w walce z Youkai? - spytał.
Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie.
 - Skąd... skąd o tym wiesz? - spytała z przerażeniem.
Przyciągnął ją do siebie, by po chwili drugą dłonią chwycić ją za szyję. Zaśmiał się cicho.
 - Głupia dziewucho - powiedział wyraźnie rozbawiony - To ja stoję za wszystkimi morderstwami w Ukiyoe! To moi słudzy rozszarpali twoją rodzinę na strzępy!
Patrzyła na niego z przerażeniem, nie mogąc uwierzyć w to co usłyszała.
 - Jesteś Youkai? - szepnęła.
 - Brawo za spostrzegawczość, Hoshimura-san! - przyparł ją do pnia drzewa, mocniej zaciskając dłoń na jej szyi - Wiesz co ci powiem? Mam taki głupi nawyk... zawsze, gdy zachce mi się wymordować jakąś rodzinę, to robię to do samego końca!
Wakana zacisnęła dłonie na jego nadgarstku, chcąc odciągnąć jego rękę.
 - Nie... nie rozumiem - szepnęła cicho.
 - Och, to może powiem to tak: pewna, szczęśliwa, czteroosobowa rodzina żyje sobie szczęśliwie w przytulnym domku - przybliżył swoją twarz to jej - I nagle, pewnego dnia, ta szczęśliwa rodzina zostaje zaatakowana przez Youkai. Giną trzy osoby... a co z czwartą!? - krzyknął, po chwili jednak uspokajając się - Youkai nigdy nie zostawiają ludzi przy życiu. Żadnego człowieka, rozumiesz?
Dziewczyna zamknęła oczy, czując jak ciało drży jej ze strachu.
 - Spójrz na mnie! - rozkazał, wyciągając z kieszeni haori długi, srebrny sztylet - Chcę widzieć ten strach w twoich oczach, gdy będę wbijał ten sztylet w twoje serce!
Uniósł go w górę, chcąc wbić go w jej ciało. Sztylet został jednak wytrącony z jego ręki, a czarny cień szybko przemknął obok niego.
 - Kto!? - warknął blondyn, rozglądając się dookoła.
 - Dobrze ci radzę puścić tą dziewczynę - powiedział męski głos dobiegający z cienia - Inaczej nie będzie dobrze.
 - Ri...Rihan-sama...? - szepnęła cicho Wakana.




*haori - specjalny płaszcz zakładany na kimono

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz