-->

poniedziałek, 12 listopada 2012

|03|. Dom Nura


           Kubinashi zerwał się z miejsca pierwszy ze wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Demony ustawiły się w dwóch, równych rzędach, stojąc naprzeciw siebie. Po chwili drzwi rozsunęły się z lekkim zgrzytem i stanął w nich wysoki mężczyzna o długich, czarnych włosach i niezwykłych, bursztynowych oczach, w które można było patrzeć godzinami. Ubrany był w długie, proste kimono koloru beżowego, na które zarzucone było jeszcze jedno - oliwkowe - w pionowe, czarne pasy.
           Przez krótką chwilę stał w miejscu, patrząc z lekkim uśmiechem na Youkai, które kłaniały się nisko.
 - Jak to dobrze, że wróciłeś, Drugi - powiedział Kubinashi, podnosząc na niego wzrok - Nurarihyon-sama już przybył.
 - Ojciec już jest? Szlag, myślałem, że będę wcześniej od niego - mruknął z niezadowoleniem, idąc między podwładnymi - To mi się dostanie...
Zatrzymał się przed drzwiami Shoji, prowadzącymi do pokoju ojca. Już miał zamiar je otworzyć, lecz niespodziewanie Kurotabo zatrzymał go.
 - Przykro mi, Rihan-sama, lecz Nurarihyon-sama jest teraz zajęty.
 - Zajęty? - spytał wyraźnie zaskoczony - A czym on właściwie może się zajmować?
 - Nurarihyon-sama rozmawia... z kimś - wtrącił Kubinashi, wyraźnie próbując coś ukryć - Może poczekamy, aż sam do nas przyjdzie?
 - Zaraz, zaraz - Rihan odwrócił się w ich stronę - Z kim rozmawia? Co przede mną ukrywacie? Powiedz, Kubinashi.
 - No cóż... - zaczął niepewnie blondyn, lustrując wzrokiem zakłopotane twarze innych Youkai - Chodzi o to, że...
 - Nurarihyon-sama przyprowadził do domu Nura ludzką kobietę - odparł bez chwili wahania Hitotsume, który w tym momencie opierał się o jedną z drewnianych ścian.
Na twarzy ich dowódcy wymalowało się jeszcze większe zaskoczenie.
 - Ludzką kobietę? Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że kochankę? - wykrzywił usta w chytry uśmiech.
 - Nie, nic z tych rzeczy! - zaprzeczyła natychmiast Yuki Onna - To jeszcze młoda dziewczyna.
 - No proszę, na dodatek dużo młodsza! - prawie wykrzyczał to zdanie z szerokim uśmiechem - Widzę, że ominęło mnie coś naprawdę interesującego!
Odwrócił się w stronę drzwi i mimo gorączkowych protestów podwładnych, rozsunął je szybko.
 - No tatku, co tu się wyprawia? - zawołał, stając dumnie w progu.
Utkwił zaskoczony wzrok w dwóch siedzących naprzeciw siebie osobach, które teraz uważnie lustrowały go wzrokiem. Siedzący po turecku Nurarihyon wyjął fajkę z ust, odkładając ją na bok. Młoda dziewczyna siedząca na klęczkach patrzyła na czarnowłosego z zaskoczeniem, a zarazem głębokim zaciekawieniem.
 - No proszę, Rihan - prawie, że mruknął Nurarihyon - Wreszcie raczyłeś przybyć. Wyrównałeś rachunki ze skłóconym klanem?
 - Eh? Z jakim znowu klanem? - spytał zaskoczony, drapiąc się po głowie.
Stojący obok Kurotabo dał mu lekkiego kuksańca w bok, co spowodowało, że Hanyou zrozumiał o co chodzi.
 - A z tym klanem! - powiedział - Spokojnie, tatku, wszystko jest pod kontrolą!
 - Niestety nie zgodzę się z tobą - mruknął Nurarihyon - Nie wszystko jest pod kontrolą.
 - Hm? Co masz na myśli? - Rihan spoważniał, uważnie patrząc na ojca.
           Były dowódca wstał, po czym powoli podszedł do syna. Milczał przez dłuższą chwilę, po chwili wyrywając z dłoni Kurotabo laskę buddy. Zrobił szybki zamach i nim jego syn zdążył domyślić się, co zaraz nastąpi, został z całej siły uderzony w twarz. Rihan upadł na podłogę, przykładając dłoń do twarzy, na której pojawił się czerwony ślad dwóch równoległych linii.
 - C-Co ty wyprawiasz!? - wybuchnął, masując obolałe miejsce.
 - Klan z Kyoto mógł spokojnie zaczekać, Rihan! - rzekł poważnym tonem Nurarihyon, patrząc na niego z góry - W Ukiyoe demony z zimną krwią mordują ludzi! Jedyną osobą, którą cudem udało nam się uratować jest ta dziewczyna! - tu wskazał palcem na Wakanę, która spuściła wzrok - Youkai mordują na naszych ziemiach, a ty nic z tym nie robisz! Nie tak cię wychowałem, Rihan!
Czarnowłosy milczał, będąc zaskoczonym tym nagłym wybuchem ojca. Nie zwracał już najmniejszej uwagi na piekącą twarz. Już chciał otworzyć usta, chcąc coś powiedzieć, lecz w połowie czynu wyprzedziła go Wakana.
 - To nie jego wina, Nurarihyon-sama - szepnęła, patrząc w ziemię - Prawda, ludzie są dużo słabsi od demonów, ale... nic na to nie poradzimy - mocno ścisnęła materiał żółtego kimona - Nigdy nie słyszałam o Youkai, które stanęłyby w obronie istoty takiej jak człowiek, lecz skoro takie już istnieją, to nie powinniśmy... to nie ich wina, że ten słaby gatunek ginie tak nagle. Bo... - na jej kimonie zaczęły pojawiać się mokre ślady łez, a głos wyraźnie zaczął drżeć - Ludzie rodzą się i umierają. Nie żyją tak długo, jak Youkai... nawet jeśli moja rodzina... i ci wszyscy ludzie zostaliby uratowani... to nie ma gwarancji, że w najbliższym czasie nie zostaną zaatakowani ponownie. Jeśli demony nie uratowałyby ich ponownie... to nie będzie ich wina... Ludzie umierają, prędzej, czy później. Takie jest już życie widziane oczami człowieka.
           Zamilkła, a po jej policzkach spłynęły kolejne strumienie gorzkich łez. Rihan, tak samo, jak jego ojciec i reszta Youkai, patrzyli na nią z zaskoczeniem i podziwem.
 - Wakana-chan... - szepnęła cicho Kejoro, podchodząc szybko do dziewczyny - Chodź, powinnaś odpocząć.
Ona tylko skinęła głową, po czym pomocy kobiety podniosła się na nogi. Wyszła z pomieszczenia, zostawiając za sobą wciąż oniemiałe demony.
 - Hm, chyba nie powinienem był poruszać tego tematu przy niej - powiedział Nurarihyon, patrząc w bok.
           Rihan patrzył na korytarz, którym przed chwilą szły obie kobiety. Bezszelestnie wstał, po czym poprawił kimono.
 - Kim jest ta dziewczyna? - spytał.
 - Wakana Hoshimura. Ma dopiero siedemnaście lat, a już spadło na nią takie nieszczęście - odparł, wracając na swoje miejsce.
Włożył fajkę do ust, po czym gestem dłoni rozkazał, by wszyscy wyszli z pomieszczenia. Kurotabo i inne Youkai stojące w progu posłuchali go od razu. Drugi Dowódca patrzył jeszcze przez chwilę na ojca, po czym opuścił pomieszczenie, kierując się w stronę pokoju, do którego zmierzała tajemnicza dziewczyna. W połowie drogi wpadł na Kejoro, która zmierzyła go zaskoczonym spojrzeniem.
 - Rihan-sama...? Czy ty...
 - Tak - odparł, wiedząc o co chce go zapytać - Idę zobaczyć co z tą dziewczyną.
Kobieta śledziła go wzrokiem do momentu, aż zniknął za zakrętem. Westchnęła cicho, po czym poszła w swoją stronę.
           Rihan zatrzymał się przed drzwiami z symbolem Strachu, przez chwilę patrząc na nie w milczeniu. Rozsunął je bezszelestnie do połowy i po chwili jego oczom ukazał się taki sam pokój, jak każdy inny w tym domu. Podłoga wykonana z dębowego drewna, kremowe ściany, pojedyncza mata do spania, tradycyjny japoński stolik stojący na jasnym dywanie i oshiire* stojące w kącie pokoju.
           Przy stoliku siedziała tyłem do drzwi brązowowłosa, która przemywała twarz chłodną wodą znajdującą się w głębokim półmisku na stole. Po chwili wzięła leżący obok biały ręcznik i osuszyła twarz z kropelek wody. Rihan oparł się o framugę drzwi, po czym wyciągnął z kieszeni kimona fajkę. Włożył ją do ust, po czym zapalił. Wakana, czując zapach dymu, odwróciła się gwałtownie za siebie. Jej usta wykrzywiły się w grymas spowodowany bólem, a powieki odruchowo zacisnęły się. Po kilku sekundach spojrzała na stojącego w drzwiach mężczyznę. Jej usta otworzyły się lekko, a lekki rumieniec oblał jej twarz.
           Czarnowłosy po chwili milczącego patrzenia na nią wyprostował się i zasunął drzwi pokoju. Usiadł pod ścianą, po czym jeszcze raz uważnie przyjrzał się dziewczynie.
 - Więc nie jesteś kochanką mojego ojca? - wyparował, na co Wakana zamrugała powiekami kilka razy.
Po chwili jednak zaśmiała się cicho, choć sprawiało jej to ogromny ból.
 - Nie - odparła - Nurarihyon-sama uratował mnie przed rychłą śmiercią.
 - Rozumiem - szepnął - Wakana...Hoshimura, tak?
 - Eh? T-Tak - skinęła głową, patrząc w podłogę - Nie wiem czy wypada, ale... - zarumieniła się lekko - Skoro znasz moje imię...
 - ...to chciałabym również znać twoje? - dokończył za nią Rihan, po chwili widząc, jak rumieniec na twarzy nastolatki gwałtownie się powiększył - Nura Rihan, Drugi Dowódca klanu Nura.
 - Niesamowite! - zawołała radośnie Wakana - Masz takie ładne imię! - gwałtownie zakryła sobie usta dłonią, a jej twarz przybrała odcień dorodnej czerwieni - Ach! Ja chciałam powiedzieć...!
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, wyciągając fajkę z ust. Po chwili jednak zauważył, jak dziewczyna gwałtownie łapie się za ramię, a na jej twarz ponownie wykrzywia się w grymas okropnego bólu.
 - Coś cię boli? - spytał, lecz po chwili zdał sobie sprawę, że to idiotyczne pytanie.
 - T-To nic takiego - powiedziała cicho, wykrzywiając usta w bladym uśmiechu - Rana daje o sobie znać.
           Przez chwilę oboje milczeli. Rihan wiedział, że śmierć tych wszystkich ludzi, w tym rodziny Wakany to jego wina. Gdyby nie wyruszył do Kyoto...
 - Pokaż mi tą ranę - powiedział nagle, wstając.
 - E-Eh? - ponownie poczerwieniała - N-Nie musisz...! Kejoro-san już się tym zajęła...!
Westchnął cicho.
 - Wstydzisz się?
 - Nie...! To nie tak!
 - To o co chodzi?
 - Bo... - przerwała na chwilę, patrząc w bok - To takie krępujące...
Uśmiechnął się lekko.
 - Więc jednak się wstydzisz.
Skinęła tylko głową. Dowódca podrapał się w tył głowy, wyraźnie nad czymś myśląc.
 - Chce ci tylko pomóc. W ten sposób rana będzie regenerowała się bardzo długo. Nie będę nalegał.
Ruszył w stronę drzwi. Już chciał je otworzyć, gdy nagle Wakana chwyciła go za rękaw kimona. Spojrzał na nią przez ramię.
 - Nie zostawiaj mnie samej - szepnęła - Skoro chcesz mi pomóc... chociaż nie wiem w jaki sposób.... to mogę się zgodzić.
           Cofnął dłoń od drzwi, po czym odwrócił się w jej stronę. Uśmiechnęła się lekko. Usiadła tyłem, opuszczając kimono do połowy pleców. Przyciągnęła kolana do siebie, obejmując je po chwili rękami. Rihan uklęknął przy niej, po czym przeciął opatrunek krótkim sztyletem, który przypięty był to pasa jego kimona. Jego oczom ukazały się cztery poprzeczne, głębokie rozcięcia szponów, z których wciąż energicznie sączyła się krew.
 - Poważnie to wygląda - powiedział cicho.
Nic na to nie odparła, bardziej przyciągnęła kolana do swojego ciała. Czarnowłosy zatrzymał otwartą dłoń kilka milimetrów nad jej raną, po czym zamknął oczy. Dziewczyna kątem oka zauważyła po chwili przyjemne, żółte światło, które sprawiło, że rozcięcia na jej plecach zregenerowały się. Chwilę później nie został już po nich żaden ślad. Światło zniknęło, a on cofnął dłoń. Wakana zarzuciła kimono z powrotem na ramiona i poprawiła jasnofioletowy pas Obi. Niepewnie spojrzała na Rihan'a, który patrzył na nią w milczeniu.
           Nie czuła bólu, gdy poruszała ramionami, nawet najmniejszego. Radosny uśmiech zagościł na jej twarzy.
 - To było niesamowite, Rihan-sama! - powiedziała, kłaniając się tak nisko, że jej czoło dotykało podłogi - Dziękuje! Jak mogę się odwdzięczyć?
 - Hej, hej - zawołał spokojnie - Po pierwsze, nie kłaniaj mi się. Usiądź.
Posłusznie wykonała polecenie, wciąż patrząc w jego bursztynowe oczy.
 - Nie potrzebuje żadnych dowodów wdzięczności, więc nawet nie poruszaj tego tematu.
Uśmiechnęła się radośnie, a on lekko zaskoczony odwzajemnił uśmiech. Dlaczego? Dlaczego tak interesuje go ta dziewczyna? I dlaczego ona zaufała mu bezgranicznie? Nie obawiała się Youkai, nawet po tym co ją spotkało?



*oshiire - specjalna szafka do przechowywania złożonego posłania (to i inne pojęcia znajdziecie w zakładce "Słownik".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz