-->

poniedziałek, 12 listopada 2012

|01|. Początek kłopotów


|24 lipca 1996 rok, Ukiyoe Town - Tokyo|

           Głośny dźwięk budzika rozniósł się po dużym pokoju o pistacjowych ścianach. W pomieszczeniu nie było nikogo, przynajmniej w chwili obecnej. Po chwili ten denerwujący i uciążliwy dźwięk został uciszony przez osobę, która weszła do pokoju. Młoda, drobna dziewczyna westchnęła cicho, odgarniając kosmyk brązowych włosów z czoła.
 - I po co ja właściwie nastawiam ten budzik? - spytała samą siebie, uśmiechając się lekko.
 - Wakana, śniadanie na stole! - do uszu dziewczyny dotarł ciepły, kobiecy głos.
 - Już idę mamo! - zawołała, biorąc z łóżka czarną, szkolną teczkę.
Zatrzymała się jeszcze na chwilę przed lustrem powieszonym na ścianie, poprawiając białą bluzkę z krótkim rękawem i granatową spódnicę do kolan. Wyjęła z szafki białe podkolanówki, po czym szybko je zakładając, zbiegła na dół.
           W kuchni krzątała się około czterdziestoletnia kobieta, o związanych w wysoki kok czekoladowych włosach i radosnych, niebieskich oczach, które po chwili utkwiła w córce.
 - Dzień dobry, mamo - powiedziała dziewczyna, siadając do stołu.
 - Dzień dobry - odparła z uśmiechem, stawiając na stole karton z mlekiem - Twój brat już wstał?
 - Nie mam pojęcia - powiedziała, nalewając trochę mleka do kubka - Wczoraj znów do późna siedział z chłopakami na boisku za szkołą.
Kobieta westchnęła cicho, kręcąc z politowaniem głową. Po chwili do kuchni wszedł wysoki chłopak o krótkich, jasnobrązowych włosach i oczach takiej samej barwy jak matka. Ziewnął przeciągle, siadając do stołu.
 - Wyglądasz strasznie, Sato - stwierdziła Wakana, biorąc z talerza kanapkę - Przez chwilę myślałam, że jakiś Youkai nas nawiedził - dodała ze śmiechem, unikając ciosu brata.
 - Kyoya pewnie powie mi to samo, więc chociaż ty sobie daruj - mruknął, od razu tracąc całą ochotę do życia.
Dziewczyna zaśmiała się cicho, po czym zerknęła na zegarek znajdujący się na jej ręce. Bez słowa wstała, zapakowała drugie śniadanie do torby i skierowała do przedpokoju.
 - Już wychodzisz? - spytała matka, stojąc w framudze drzwi.
 - Tak. Umówiłam się z Natsuhi-chan na zakręcie przy parku - odparła, zakładając buty - Wychodzę, na razie!
Zamknęła za sobą drzwi, po czym lekkim truchtem zaczęła biec przed siebie.
 - Znowu będę miała kilka minut spóźnienia - westchnęła - Natsuhi-chan nie będzie zadowolona...
Nagle zatrzymała się, patrząc w stronę ciemnej i wyludnionej uliczki. Mimo, że był dzień, nie docierały tam żadne promienie słoneczne. Wakana drgnęła, czując przepływający przez jej ciało zimny dreszcz. Kyoya-kun zawsze opowiadał jej, że w takich miejscach najczęściej zbierają się demony. Pokręciła szybko głową, chcąc odgonić od siebie tą myśl. Chwilę później przypomniała sobie o szkole, na co z przerażeniem udała się w stronę parku.
           W ciemnej uliczce pojawiła się chmara czerwonych ślepi, które przepełnione były głodem i rządzą mordu.
 - Zamawiam tą ładną panienkę na kolację - powiedział potężny, nieludzki głos śmiejąc się cicho - Dzisiaj jest nasz szczęśliwy dzień, panowie!
           Wakana zatrzymała się zdyszana na zakręcie przy parku, próbując złapać oddech. Dlaczego to wszystko przytrafia się właśnie jej? Wyprostowała się, rozglądając uważnie wokół siebie. Nigdzie nie zauważyła swojej przyjaciółki, na co z przykrością stwierdziła, że pewnie poszła bez niej. Westchnęła cicho. Po chwili poczuła jak ktoś uderza ją otwartą dłonią w plecy, co spowodowało, że jak długa wylądowała na twardym chodniku.
 - H-Hej! - zawołała oburzona, odwracając głowę.
Nad nią stała dziewczyna o długich, brązowych włosach i zielonych oczach, które patrzyły na nią z rozbawieniem.
 - Natsuhi-chan! - zawołała zaskoczona Wakana, podnosząc się z ziemi - Już myślałam, że poszłaś beze mnie!
 - Wybacz za to mocne uderzenia, Wakana-chan - powiedziała z lekkim uśmiechem dziewczyna - A co do szkoły, to oczywiście, że nie poszłam bez ciebie! Możemy iść?
Skinęła głową, po czym obie ruszyły przed siebie. Po kilku minutach doszły do dużego, białego budynku, w oknach którego odbijały się promienie słońca. Duży zegar na czele wskazywał godzinę 7:55. Grupy uczniów wchodziły do budynku, żywo dyskutując na różne tematy.
           Obie dziewczyny udały się przebrać buty. O jedną z metalowych szafek koloru grafitowego opierała się ładna dziewczyna o prostych za pas brązowych włosach i trochę jaśniejszych oczach, które teraz skupione były na podziwianiu wymalowanych na czerwono paznokci. Otoczona była przez trójkę dziewcząt, które patrzyły na nią jak na bóstwo.
 - ...i ja mu wtedy mówię, że wolałabym umrzeć niż z nim chodzić, a on wtedy... - do uszu dziewczyn dochodziły pojedyncze urywki dialogów brązowowłosej.
Natsuhi skrzywiła się z obrzydzeniem, zamykając swoją szafkę z lekkim trzaskiem.
 - Rosa już od samego rana doprowadza mnie do mdłości - powiedziała cicho do Wakany, która nic na to nie odpowiedziała.
           Kagamine Rosa - bo tak nazywała się ów dziewczyna - zmierzyła Wakanę kpiącym spojrzeniem, strzelając przy okazji różowym balonem zrobionym z gumy do żucia. Wakana szybko spuściła wzrok, nie chcąc spotkać się z nią wzrokowo.
           Po chwili po szkole rozniósł się dźwięk dzwonka, który zawiadomił uczniów o rozpoczynających się lekcjach. Natsuhi pociągnęła przyjaciółkę za sobą, kierując się w stronę schodów prowadzących na pierwsze piętro.
 - Nie zwracaj na nią uwagi - powiedziała zielonooka, patrząc przed siebie - Rosa myśli, że jeśli jest córką znanego polityka to wszyscy wokół niej mogą być jej meblami do pomiatania.
 - Wcale się nią nie interesuję  - odparła Wakana z uśmiechem - Po prostu trochę szkoda mi takich osób.
Natsuhi patrzyła na nią w milczeniu, uśmiechając się lekko. Zazdrościła jej tej pogody ducha, tej pozytywnej energii, którą w sobie miała.
           Wakana otworzyła drzwi klasy, a jej oczom ukazał się stojący na środku sali chłopak o krótkich, czarnych włosach w nieładzie i oczach koloru czystego morza, w których gościło wielkie podekscytowanie. Spojrzał w stronę dziewczyn.
 - Hoshimura-san, Mutou-san, jak miło was widzieć! - powiedział radośnie, biorąc się pod boki - Siadajcie, siadajcie, czas na nasz cotygodniowy wykład o Youkai!
 - O Boże... - mruknęła pod nosem Natsuhi - Kyoya znowu zaczyna swoje fascynujące opowieści.
Wakana zaśmiała się cicho pod nosem, po czym obie zajęły miejsce wśród innych uczniów.
 - No proszę, dzisiaj będziemy zmuszeni słuchać historii Youkai zwanego Nurarihyon'em - mruknęła znudzona Natsuhi, krzyżując ręce na piersiach - Dobranoc.
Hoshimura słuchała przez chwilę wykładu swojego przyjaciela, lecz po kilku zdaniach wyłączyła się. Zacisnęła dłonie na granatowej spódnicy. Miała dziwne wrażenie... że dzisiaj stanie się coś złego... Tylko co? Ta niewiedza przerażała ją najbardziej.


           Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Szkolny zegar wskazał godzinę 16:20. Wakana oparła się o kij od szczotki, wzdychając cicho.
 - Całkiem zapomniałam, że dzisiaj to ja sprzątam klasę - powiedziała cicho, odstawiając szczotkę do dużej szafy - Cóż, czas iść do domu.
 - Masz rację, Hoshimura-san! - powiedział czarnowłosy chłopak ścierający blat biurka - O tej porze w okolicy kręci się wiele Youkai, dlatego najlepiej będzie, jeśli wrócimy do domu razem!
Dziewczyna westchnęła cicho, lecz skinęła głową na zgodę. Przez prawie całą drogę szli w milczeniu, na co Wakana dziękowała Bogu. Jej przyjaciel choć na chwilę przestał mówić o tych przerażających Youkai.
           Zatrzymali się na rozwidleniu dróg przypominające literę igrek.
 - Dziękuje, że wróciłeś ze mną, Kyoya-kun - powiedziała z uśmiechem, patrząc na chłopaka.
 - Ależ nie dziękuj, Hoshimura-san! - odparł - Szybko wracaj do domu!
Pomachała mu ręką na pożegnanie, po czym udała w stronę domu. Wyciągnęła z kieszeni spódnicy niebieski telefon komórkowy z klapką, po chwili otwierając ją. Dziwne... zazwyczaj mama dzwoniła do niej, gdy wracała tak późno ze szkoły. Przyśpieszyła kroku i już po chwili znalazła się przed domem. W garażu zauważyła samochód, który wywołał lekki uśmiech na jej twarzy.
 - Tata jest już w domu - pomyślała, po czym otworzyła metalową furtkę, udając się w stronę drzwi wejściowych.
Przekręciła klamkę, a drzwi otworzyły się z lekkim skrzypnięciem. W mieszkaniu panował mrok, który lekko zaskoczył nastolatkę. Zrobiła kilka kroków w przód. Po chwili poczuła, że natrafia stopami na rozbite szkło.
 - Coś się rozbiło? - szepnęła zaskoczona, szukając ręką włącznika światła na ścianie.
Poczuła jak jej palce stykają się z płynną cieczą, która zaczęła spływać po jej dłoni.
 - Co to? - pomyślała z przerażeniem.
Dotarła do włącznika, szybko go włączając. Po chwili jej oczom ukazał się się przerażający widok. Komoda w przedpokoju, tak samo jak inne rzeczy leżały poprzewracane, odłamki stłuczonego lustra i wazonu znajdowały się w każdym kącie pomieszczenia. Po zadrapanych ścianach spływały strumienie krwi, nawet z sufitu pojedyncze kropelki czerwonej cieczy kapały na drewnianą podłogę.
           Wakana upuściła swoją szkolną torbę, która zderzyła się z podłogą i kilkoma kawałkami szkła, powodując charakterystyczny odgłos. To wszystko nie było jednak najstraszniejszą sceną horroru. Przy wejściu prowadzącym do kuchni leżało zmasakrowane ciało kobiety. Po jej zmasakrowanej twarzy spływała krew, a brązowe włosy rozsypane były po podłodze. Jej strój ubruzgany był ciemną krwią, miejscami może również było zauważyć ślady szponów.
           Dziewczyna zakryła sobie usta dłońmi, chcąc powstrzymać krzyk, który chciała z siebie wydobyć. Jej ciało zaczęło drżeć z przerażenia, a szeroko otwarte oczy wyłapywały obrazy każdej części pokoju. Ciało jej matki było zmasakrowane tak bardzo, że gdyby nie miała na sobie swojego charakterystycznego ubrania, nigdy by jej nie poznała.
 - Mamo! - krzyknęła w myślach - Kto ci to zrobił!?
Sparaliżował ją strach. Nie mogła ruszyć się z miejsca, chociaż jej dusza krzyczała, by uciekała z tego pomieszczenia. Nie zrobiła tego. Była w zbyt wielkim szoku.
           Po chwili usłyszała odgłos zamykających się za nią drzwi. Odwróciła się gwałtownie, lecz nikogo nie zobaczyła.
 - Patrzcie, patrzcie, to ta panienka, którą widzieliśmy dzisiaj rano! - powiedział przerażający głos dobiegający zza jej pleców.
Odwróciła się ostrożnie i ujrzała kilka dziwnych stworów nie posiadających części twarzy. Widziała tylko szeroki uśmiech na ich czarnych twarzach oraz ostre, białe kły, po których spływała krew. Odsunęła się z przerażeniem w stronę drzwi.
 - Czas zmówić ostatnią modlitwę, panienko! Bo oto widzisz przed sobą śmierć!

2 komentarze:

  1. Udało mi się przeczytać chociaż 1 rozdział :)
    Zapowiada się ciekawie, błędów nie zauważyłam, porządne zakończenie...
    Na minus widzę to, że używasz często tych samych słów, pozwolę sobie zacytować :) "Przy wejściu prowadzącym do kuchni leżało zmasakrowane ciało kobiety. Po jej zmasakrowanej twarzy spływała krew". W ogóle jakoś tak nie pasuje mi to "zmasakrowane" do tego fragmentu... No już, nie patrz na mnie tak krzywo, czegoś przeczepić się musiałam ;)

    OdpowiedzUsuń